Młodzieńcza miłość, bolesny problem i wielkie poświęcenie. To wszystko zostało zawarte w książce pt. „Każdego dnia”.
Szesnastoletni „A” nie jest zwykłym nastolatkiem. Codziennie budzi się, będąc kimś innym. Pewnego dnia zostaje właścicielem ciała chłopaka o imieniu Justin. Ma nadzieję, że uda mu się przeżyć ten dzień dość spokojnie, jednakże na jego drodze staje dziewczyna – piękna, cicha oraz uległa wobec swojego chłopaka Rhiannon. Od razu pragnie widzieć ją codziennie. Ignorując ustalone zasady, udają się nad morze. Tam spędzają przyjemnie czas, a z każdym wypowiedzianym słowem „A” chce mieć intrygującą go dziewczynę na własność. Niestety, nie jest to możliwe, jednakże nie poddaje się i stara w jakikolwiek sposób utrzymać kontakt. W trakcie tego przestaje zachowywać ostrożność, przez co zostaje prawie zdemaskowany, a i tak nie ma blisko do upragnionego celu…
W tej książce ukazano siłę miłości. Główny bohater jest w stanie pokonać setki kilometrów, by ujrzeć swoją wybrankę. Pomimo przeszkód oraz konsekwencji brnie dalej w pogmatwaną relację z nadzieją, że warto. To jest z jednej strony piękne, a z drugiej – niszczące. Świadomość nieosiągalnego celu przygnębia „A”, ale nie zniechęca go. Czy dobrze postąpił? Miłość potrafi zaślepić, więc jego czyny są zrozumiałe. Jednakże nieracjonalne. Wiedział, że zatrzymanie jednego z ciał należy do rzeczy niemożliwych. Chęć szczęścia u boku Rhiannon sprawia, że ignoruje możliwe zagrożenie. Ukazał, że potrafimy wiele zrobić, kochając kogoś.
Ukazane na okładce cztery twarze, przykuwają uwagę. Wykorzystano żywe kolory, które odbijają się na beżowym tle. Książka została napisana zrozumiałym językiem. Średnia czcionka tekstu nie utrudnia czytania. Uważam, że ten utwór trafi do młodzieży, jak i dorosłych.