Ola : Hospicjum – jadąc tam zadawaliśmy sobie pytanie, czy jest to miejsce, które daje szansę na godną śmierć, czy raczej odbiera nadzieję na godne życie? W głowach tliły się obrazy budynku o białych, sterylnych ścianach, pielęgniarkach w fartuchach, kro- plówkach i wszystkich innych nieprzyjemności związanych ze szpitalem. Weszliśmy do środka z przekonaniem, że śmierć będzie nas trzymała za rękę już od progu, a tymcza- sem zaskoczyły nas kolory ścian. W miejscu, gdzie tak naprawdę na co dzień umierają ludzie, gdzie śmierć jest codziennością – jest kolorowo, pachnie obiadem, a personel uśmiecha się …

 

Mateusz : Pierwszym pomieszczeniem, do którego weszliśmy, była biblioteka, na środku której stały kanapa, duży stół i ręcznie robiony przez jednego z pacjentów statek. Arcydzieło raczej. Aż trudno uwierzyć, że ktoś ze świadomością śmierci chuchającej na kark był w stanie zebrać myśli i z taką precyzją zadbać o każdy najmniejszy szczegół.

 

Ola: To, co przyciągnęło naszą uwagę, to lektury w bibliotece. Dotyczyły głównie Boga i religii. Nie wiadomo, czy człowiek w takim miejscu się nawraca, czy po prostu swoją wiarę umacnia? Czy wiara staje się lekarstwem na strach przed śmiercią, czy tylko pomaga oswoić się z własnym odejściem?

 

Karina : Nie mieliśmy pojęcia o tym, jak powinniśmy się zachować. Wiadome było, że niewskazany jest śmiech, ale też zbytnia powaga byłaby przesadą. Staraliśmy się po prostu być naturalni, ale wszystkie nasze starania poszły na marne po kolejnym pomieszczeniu, jakie odwiedziliśmy.

Kiedy umiera bliska nam osoba, bardzo często chcielibyśmy być z nią w tych ostatnich chwilach. Takie właśnie zadanie spełniał pokój agonii. Przebywa tu osoba bliska odejścia wraz z rodziną i przyjaciółmi.

 

Ola : Jest kilka powodów, dla których chory jest przenoszony do tej sali ze swojej codziennej. Jednym z nich jest fakt, że współmieszkańcy, widząc umierającego kolegę, zaczynają fantazjować na temat swojej śmierci, liczą zgony na sali, szukają odpowiedzi na pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi, np. „Jak umrę?”, „kiedy umrę?”, „czy będzie to bolesna śmierć?”.

 

Mateusz : Po wyjściu stamtąd nie mogliśmy wydusić z siebie ani słowa. Sama świadomość, że przebywało się w pokoju umierania, pokoju agonii była straszna dla osoby z zewnątrz. Gdyby nie nasz dyktafon, niewiele byśmy zapamiętali. Trudno by nam było przytoczyć niektóre słowa pani psycholog…

 

Ola: Że człowiek umiera tak, jak żyje.

 

Karina: Że ludzie boją się nie śmierci, lecz wyobrażenia o niej.

 

Mateusz: Bo śmierć żywi się strachem swoich ofiar.

 

Ola: Że każda droga do śmierci wiedzie każdego przez tych samych 5 etapów.

 

Mateusz: Zaprzeczanie i izolacja. Chory zaprzecza możliwości choroby (śmierci), neguje niekorzystne informacje dotyczące jego zdrowia. Nie chce znać bolesnej prawdy. Odwiedza wielu lekarzy, wykonuje kolejne badania diagnostyczne i oczekuje nowej interpretacji wyników.

 

Karina: Gniew. Następuje po uświadomieniu sobie przez chorego prawdy, wtedy gdy człowiek nie może już dłużej zaprzeczać oczywistości. Pojawia się pytanie: dlaczego właśnie ja?

 

Ola: Targowanie się. Targowanie się stanowi próbę odroczenia śmierci. Chory „zawiera układy” z losem lub z Bogiem.

 

Mateusz: Depresja. Kiedy człowiek nie może już dłużej wątpić w swoją chorobę, kiedy musi poddać się następnej operacji, udać się do szpitala na kolejną chemię, kiedy pojawiają się dodatkowe objawy, dolegliwości, wyczerpanie – bardzo trudno zachować pogodę ducha. Dominujące staje się przygnębienie.

 

Karina: I właśnie wtedy, gdy chory nie ma już siły walczyć o życie następuje ostatni etap – akceptacja. Pogodzenie się z losem jest jednak pozbawione emocji i uczuć. Zmniejsza się zainteresowanie otoczeniem, człowiek ze spokojem oczekuje śmierci..

 

Ola: Ale najsmutniejsze są chwile, gdy na łożu śmierci pacjenci stwierdzają, że nic w swoim życiu nie przeżyli, niczego nie doświadczyli.

 

Karina: Bo tylko człowiek, który kochał za życia, umiera jak człowiek.

 

Ola: Kolejna wizyta była zwieńczona spotkaniem z trzema kobietami. Trzy historie, trzy różne

punkty widzenia, trzy sposoby na życie i jedna wspólna diagnoza: nieuleczalny nowotwór. W powietrzu unosił się zapach herbaty, cytryny i ciasta. Zostaliśmy powitani przez ciepłe, radosne, uśmiechnięte kobiety, które były całkowicie pogodzone ze swoją chorobą.

 

Mateusz: Pierwsza Pani to niezwykle ciepła kobieta, otwarta, uśmiechnięta i bardzo uczuciowa. Jej historia jest jak setki innych: diagnoza brzmiąca jak wyrok, zero szans. Upartość w dążeniu do celu i zdeterminowanie sprawiły, że żyje już ze swoją chorobą 16 lat. Historia, która uświadamia jak silną motywacją potrafi stać się perspektywa śmierci.

 

Karina: Druga historia – “pisana wierszem” – nie była opowiedziana dosłownie. Padły pytania o pogrzeb, strach,tematy tabu, mówienie dzieciom o śmierci i ich wychowywanie. Historia poruszająca temat śmierci, ale nie mówiąca o niej wprost. Historia, która uświadamia, że gdyby nie istniała śmierć nie umielibyśmy docenić życia.

 

Ola: Trzecia historia kończy się sukcesem pacjentki i niestety przegraną jej małżonka, ukazując tym samym kruchość i ulotność życia. Bo śmierć ukochanej osoby okrada nas z niezbędnego wewnętrznego ciepła ale i zmusza do uświadomienia sobie swojej roli w życiu, choćby najskromniejszej. Wówczas dopiero będziemy mogli żyć w spokoju i umrzeć w spokoju, gdyż to, co daje sens życiu, daje także sens śmierci. I to niechaj bedzie dla nas swoistym memento….