W grupach jednorodnych jest zbyt dużo pesymizmu i niemożności – “jeden drugiego ciągnie w dół”. Jest to widoczne tam, gdzie bezdomni są w liczebnej przewadze.

Bezdomność dla alkoholików jest zdecydowanie gorsza niż alkoholizm, a rozpoznawanie i nazwanie jej jest niezwykle zagrażające. Tu mechanizmy obronne działają silniej niż w uzależnieniu od alkoholu, bo bezdomność obciążona jest znacznie większym wstydem. Stosunek do własnej bezdomności zmienia się w trakcie leczenia i ma wyraźne fazy – podobne do tych, jakie towarzyszą radzeniu sobie ze świadomością uzależnienia. Tyle, że tutaj ostatecznym etapem zdrowienia byłoby realistyczne dążenie do zmiany sytuacji.

Trzeźwiejący bezdomni alkoholicy mówią, że bezdomność zaczyna być do przyjęcia, jeżeli nie jest na całe życie. Odrywanie się od ośrodków powinno być celem realizowanym stopniowo i z przygotowaniem. Zbyt szybka i pochopna próba usamodzielnienia kończy się niepowodzeniem. W efekcie – odbiera nadzieję temu, kto zaryzykował oraz innym, którzy te kroki bacznie obserwują

.Nie można skutecznie leczyć alkoholizmu bezdomnych nie rozumiejąc problemu bezdomności. Co wiem o bezdomności? Chyba jednak niewiele. Że jest samotnością, pustką, poczuciem bezradności i zagrożenia ze strony otaczającego świata, brakiem nadziei oraz wszechogarniającym wstydem.
Co wiedzą o tym ludzie, którzy mają mieszkania, pracę, rodziny, przyjaciół? Myślę, że zrozumienie sytuacji i emocjonalnego stanu osoby bezdomnej wymaga od nas sporej dawki pokory.