Wakacje to czas nowych znajomości, wspaniałych przygód i cudownych widoków.
Tegoroczne wakacje spędziłam w Hiszpanii , a dokładnie w mieście LIoret de Mar. Mój pobyt kolonijny zaczął się 21 Lipca. Tego dnia musiałam wstać wcześnie rano, ponieważ miałam zbiórkę o godzinie ósmej i wyjazd do Zielonej Góry. Tam przesiedliśmy się do autokarów, które zawiozły nas na lotnisko do Krakowa. Planowany wylot mieliśmy o godzinie dwudziestej pierwszej czterdzieści pięć, ale z niewiadomych przyczyn lot mieliśmy opóźniony.
Wolny czas poświęciliśmy na zawieranie nowych znajomości . Właśnie tak poznałam moją przyjaciółkę Asię. Samolot w Barcelonie wylądował o godzinie pierwszej w nocy. Był to mój pierwszy lot samolotem. Początkowo bałam się startu, ale na szczęście lot odbył się bez żadnych komplikacji. Do hotelu dotarliśmy około trzeciej w nocy. Dostaliśmy w między czasie posiłek w formie przekąski i poszliśmy spać do swoich pokojów.
Pierwszego dnia mogliśmy pospać troszkę dłużej, ponieważ usieliśmy odespać całą podróż. Po śniadaniu poszliśmy zwiedzać hotel. W hotelu mieliśmy możliwość skorzystania z basenu, kortu tenisowego, bilarda oraz automatów do gier. Po obiedzie zwiedzaliśmy miasto. LIored de mar to miasto , w którym nie można się nudzić. Oferuje najbardziej różnorodne formy rozrywki. To także wspaniałe miasto na wypoczynek z dziećmi. Wszystko za sprawą długich, piaszczystych plaż i pięknej, błękitnej wody. W następne dni wstawaliśmy rano, chodziliśmy na plażę, zwiedzaliśmy miasto i podziwialiśmy widoki z różnych punktów widokowych.
Dziesiątego dnia zapewniono nam atrakcje całodzienny pobyt w Aquaparku. Następnego dnia zorganizowano nam rejs statkiem. Dopłynęliśmy do Tossa de mar i pozwiedzaliśmy to miasto. Rejs bardzo mi się podobał, ale źle się czułam. Myślę, że mam chorobę morską. Ostatniego dnia wykwaterowaliśmy się z hotelu bardzo wcześnie, ponieważ mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Barcelony. O czternastej dojechaliśmy na lotnisko. Wylot mięliśmy o szesnastej. Dwie godziny przeznaczyliśmy na zjedzenie obiadu i odprawienie bagaży. Dolecieliśmy o godzinie dziewiętnastej do Krakowa na lotnisko. Tam wsiedliśmy do autokarów i pojechaliśmy do Zielonej Góry. Do domu dojechałam o godzinie siódmej i od razu położyłam się spać .
Uważam ten lot za udany. Moja grupa na obozie była bardzo fajna i nadal utrzymuję z nią kontakt. Bardzo możliwe, że za rok także wybiorę się na jakąś kolonię, ale tym razem do innego kraju.
Komentarze ( )