Moja praca zaczęła się w XIII wieku. Była to tytaniczna robota, o wiele bardziej żmudna niż górników, których codziennie obserwowałem. Niż tych wszystkich mężczyzn i dzieci, wydobywających sól przez cały dzień. Zazdrościłem im tego, że ich praca nie trwała dwadzieścia cztery godziny, mogli wrócić do swych domostw. Do żon, dzieci, ojców, matek. Ja nie…
Jestem więźniem tych skał. Ta przeklęta kopalnia jest mą wieczną celą, z której nie zdołam nigdy uciec.
Początki były najgorsze. Ciągle wspominałem piękno niebieskiego nieba, uczucie ciepłych promieni słońca na twarzy… Czułe spojrzenie mojej żony oraz roześmiane buzie naszych dzieci były prawdziwym koszmarem na jawie. Czasem wydawało mi się, że widzę ich zwiewne sylwetki pomiędzy ciemnymi korytarzami. Wtedy porzucałem prace i biegłem za nimi. Za cichym śmiechem, prowadzącym mnie przez liczne puste chodniki oraz szyby, a kiedy brakło mi zaledwie jednego zakrętu, aby dogonić rodzinę, mara znikała. Za każdym razem uświadamiałem sobie, że byłem sam pośrodku tego piekła. Gdybym tylko miał przewodnika, który wyprowadziłby mnie do światła, do spokoju.
Ale to ja byłem przewodnikiem, prowadzącym umarłych ku wyjściu z czeluści kopalni. Cóż za ironia– być w stanie wyprowadzić innych, a samemu błądzić! Cóż za cierpienie– patrzeć, jak inni wychodzą! Czym sobie na to zasłużyłem? Dlaczego akurat ja, prosty górnik, zostałem skazany na niekończące się katharsis? Dlatego, że umarłem pierwszy?! Rzucając się za dzieckiem, które wpadło do jeziorka, przypieczętowałem swój los przewodnika zagubionych dusz.
Od razu po śmierci czułem, co powinienem robić. To było przedziwne uczucie– zupełnie, jakby ktoś zanotował mi to w głowie. Kiedy wynurzyłem się z jeziorka, do którego skoczyłem i w którym również umarłem, wszedłem do jednego z korytarzy prowadzony przez tajemniczą, niewidoczną nić. Mijałem wielu górników, niektórych nawet rozpoznawałem, jednak ani ja ani oni nie powiedzieliśmy nawet słowa. Po prostu wiedziałem, że mnie nie widzą. Dotarłem w końcu do niewielkiego szybu, z jednej strony zawalonego przez morze skał. Koło kamieni stała postać, wokół której roztaczała się jasność, na tyle mocna, aby ten niesamowity blask uniemożliwił mi zobaczenia twarzy.
– Chwyć mnie za rękę. – powiedziałem, mącąc tą idealną ciszę. Postać spojrzała na mnie, po czym wykonała prośbę. Jej dłoń, tak samo jak ręce następnych dusz, ogrzewała moje ciało. Nie mówiliśmy do siebie, było to zbędne. Znów prowadzony przez boską siłę, kierowałem się do wyjścia z kopalni, jednak nie tego dla górników. Było jeszcze jedno, takie, do którego drogę znałem tylko ja. Krętymi korytarzami zaprowadziłem postać do wielkiej, żelaznej bramy. Za nią, przynajmniej dla mnie, nie znajdowało się nic. Pustka. Nicość, boląca w oczy. Raj, który nie został mi przeznaczony.
Osiem wieków później, nadal wyprowadzam dusze z ciemności kopalni. Szczerze mówiąc, nie jest to już trudną pracą, ponieważ, od kiedy nie wydobywa się w niej soli, czyli od roku 1996, mało osób potrzebuje mojej pomocy. Na szczęście, oczywiście. Teraz głównie krążę między grupami turystów i słucham niezmiennej historii o Wieliczce, która chyba nigdy mi się nie znudzi. Żałuję, że nie potrafię dawać znać o swojej obecności, szczególnie wtedy, gdy jakiś dzieciak wpada na „genialny” pomysł wejścia w jakiś ciemny korytarz. Nie zdarza się to często, a jeszcze rzadziej muszę pomagać takiej osobie.
Bogu dzięki, oczywiście.
Napawają mnie zdziwieniem wszystkie te nowinki technologiczne. Dziwne, świecące urządzenia nazywane telefonami bądź komórkami albo te brzęczące, małe pudełeczka nazywane „empetrójkami”. Niesamowite, w jaki sposób ludzie się rozwinęli.
Czasem słyszę urywki rozmów zwiedzających na temat sytuacji politycznej na świecie i w naszej pięknej Polsce. Co prawda niezbyt mnie to interesuję, jednak dobrze raz na jakiś czas dowiedzieć się, jak tam sprawy „na górze”.
Kocham moment, kiedy ostatnia wycieczka opuszcza ten labirynt i zostaję sam. Ta przyjemna cisza pozwala mi na długie przemyślenia i na wspominanie dawno zatraconych chwil. Tych sprzed i tych z po zaczęciu mojej pracy. Zastanawiam się zawsze, gdzie teraz są osoby, które kocham. Czy po śmierci znalazły ukojenie? Te proste pytanie zawsze napełnia mnie nadzieją i jednocześnie niepokojem. Jak to możliwe, że dwa zupełnie sprzeczne uczucia mogą w tym samym czasie opanować mój umysł?
Dziś jest rocznica mojej śmierci. Od ośmiuset lat ten melancholijny dzień spędzam przy jeziorku, w którym utonąłem. I tym razem było tak samo– znajduję wśród nieodkrytych jeszcze przez ludzi tuneli mały zbiornik wodny, a następnie siadam na jego brzegu.
– Jest takie samo jak ja. – mówię do siebie, mając na myśli jeziorko. – Spokojne, trwałe, wieczne. A jednak nie wydaję mi się, aby było nieszczęśliwe.
Parskam cichym śmiechem, nie mogąc uwierzyć, że nadałem ludzkie cechy zwykłej wodzie. Łzy zbierają mi się w oczach, po czym swobodnie spływają kropla po kropli po moich policzkach. Ból istnienia wręcz mnie rozrywa! Chcę, aby to wszystko w końcu się skończyło… Nie słyszę cichego stąpania za moimi plecami. Dopiero dziecięcy głosik ucina rozmyślania.
– Zgubiłem się.
Momentalnie prostuję się, jednak nie odwracam twarzy w stronę niespodziewanego gościa.
– Zgubiłem się. – powtarza dziecko z bliższej odległości niż poprzednio. – Czy pomoże mi pan wyjść?
Dziwię się, ponieważ zawsze czułem, że ktoś potrzebował mojej pomocy. Na dodatek ta zagubiona dusza przyszła tutaj sama i mówiła do mnie. Nikt tego nie robił od bardzo, bardzo dawna.
– Umarłeś. – odpowiadam bez cienia emocji w głosie. – Zaraz poprowadzę cię do wyjścia, dziecko.
– Nieprawda.
Odwracam się w stronę dziecka. Przede mną stoi chłopczyk w wieku może ośmiu lat, jednak w jego oczach dostrzegam pewien błysk inteligencji i uśpioną mądrość. Chcę zaprzeczyć, powiedzieć, że naprawdę umarł, ale…
– Niesamowite. – mówię, wstając. – Nie świecisz.
Chłopczyk nie boi się, kiedy do niego podchodzę. Unoszę drżącą dłoń i delikatnie dotykam jego policzka. Jest ciepły, ale nie w inny sposób niż dotyk dusz. Jest żywo ciepły. Cofam się do tyłu. Mój oddech jest urwany, a ja sam– przerażony. Widzi mnie… To niemożliwe. Rozglądam się dookoła, myśląc, że może jest tu ktoś jeszcze, jednak jesteśmy tylko my. On mówi do mnie. On mnie słyszy.
– Czy może mnie pan zaprowadzić do grupy? – pyta, a ja tylko kręcę głową. – Kim pan jest?
– Nie wiem. – odrzekam.
– Jak to? – Chłopczyk wygląda na zaskoczonego. – Przecież każdy wie, kim jest! Ja, na przykład, jestem Anzelm.
– Przepraszam, Anzelm, ja nie wiem. – Uśmiecham się, a chłopczyl marszczy zabawnie swoje czoło. Przepełnia mnie radość. W końcu ktoś ze mną rozmawia! Nie ważne, że jest to dziecko! – Kiedyś byłem górnikiem, ale teraz…
Milknę w połowie zdania. Nie potrafię odpowiedzieć na to niewinne z punktu widzenia dziecka pytanie. Za to chłopczyk wygląda, jakby znalazł coś, czego szukał. Albo kogoś.
– Skoro pan nie może mnie zaprowadzić – odzywa się nagle, patrząc wprost w moje oczy – to ja pana zaprowadzę! Złap mnie za rękę.
Wyciąga w moją stronę swą drobną dłoń ozdobioną cieniutkimi bransoletkami. Zamieram. Anzelm chcę mnie zaprowadzić… Patrzę na rękę chłopca. Anioł! Anioł, chcący mnie uwolnić! Niepewnie łapię dłoń dziecka, a ono uśmiecha się szeroko, po czym wciąga w tunel. Odwracam głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na jeziorko.
Idąc za rękę z tym małym chłopcem mam wrażenie, że przechadzam się tymi szybami pierwszy raz. Nie poznaję ani jednej ściany, ani jednego korytarza, którymi przecież tak często chodziłem. To ja jestem dzieckiem, a on dorosłym.
Stoimy na szczycie schodów. Pod nami znajduje się przepiękna kaplica świętej Kingi wypełniona po brzegi ludźmi patrzącymi w naszą stronę. Misternie wykonane żyrandole oraz gładka podłoga odbijają trzymane przez gości zapalone świece. „To sen. – myślę – To na pewno sen.”. Anzelm delikatnie ciągnie mnie w dół. Przechodzimy przez sam środek kaplicy, a ludzie rozstępują się przed nami. Patrzę na jasne, uśmiechnięte twarze zebranych. Staram się ogarnąć ich wszystkich rozbieganym wzrokiem. Łzy znów płyną po moich policzkach, ale nie czuję tego. Dochodzimy pod pierwszy schodek kilkanaście kroków przed ołtarzem, na którym również palą się świece. Przede mną stoi kobieta w średnim wieku. Anzelm puszcza mą dłoń.
– Dziękuję. – szepcze kobieta, po czym staje na palcach, żeby złożyć czuły pocałunek na moim czole.
– Za co? – pytam, nie rozumiejąc.
– Za nas. – Kobieta łapie za rękę dziecko, odsuwając się jednocześnie w bok. Dopiero teraz dostrzegam mężczyznę, który stoi koło ołtarza. Nie jestem w stanie określić jego wieku ani nawet wyglądu. On jest. Po prostu. Roztacza wokół siebie aurę spokoju. Nie wiedzieć dlaczego odczuwam potrzebę klęknięcia przed obcym, jednak ten, jak gdyby odczytując mój zamiar, unosi dłoń.
– Wiele razy zastanawiałeś się, po co i dlaczego właśnie ty zostałeś wybrany na przewodnika. – zaczyna mężczyzna – Dręczyło cię to, prawda? Kilkaset lat temu rzuciłeś się za dzieckiem do wody, aby uratować jego życie. Udało ci się to, jednak samemu nie dałeś rady wypłynąć. Zostałeś wybrany, ponieważ jesteś właściwą osobą, przyjacielu. Dziś twoja praca dobiega końca. Odnajdziesz w końcu upragniony spokój przy mym boku.
Zamykam na chwilę oczy, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Spoglądam na zebranych, na te wszystkie dusze, które doprowadziłem do światła. Wśród postaci stojących w pierwszym rzędzie dostrzegam miłość mego życia. Widzę w jej oczach, że wie, jaką decyzje podejmę. Posyłam jej przepraszające spojrzenie, po czym zwracam się do mężczyzny.
– W końcu, kiedy dano mi możliwość pójścia do światła, zdaję sobie sprawę, że moim przeznaczeniem wcale nie jest raj. – mówię z pewnością w głosie – Przeznaczone mi jest bycie przewodnikiem.
– Przyjacielu, tu już nie ma i nie będzie dusz w potrzebie.
– Ale gdzieś są. – Wracam spojrzeniem na tłum – Chcę rozświetlać ciemność.
Nie jestem więźniem, a Wieliczka nigdy nie była mą celą.
Więc czym była?
Moim rajem.
Opowiadanie Pauliny Perzan uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.
Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.
Komentarze ( )