Ostatnio wybrałem się na film produkcji Marvela pt. „Thor: Ragnarok”, czyli koniec świata bogów Asgardu. Nie mogłem już się doczekać chwili, gdy wybiorę się do kina, gdyż zwiastun był naprawdę świetny. Trochę zdziwiło mnie to, gdy przeczytałem, że do reżyserowania zabrał się Taika Waititi, którego bardziej znam jako aktora z „Zielonej latarni”. Przed wejściem do sali kinowej pomyślałem, jakie przygody będzie miał nordycki bóg piorunów.
Jeśli chodzi o fabułę to napiszę tylko, że Thor w wyniku pojawienia się na Asgardzie Bogini Śmierci trafia na planetę, która na pierwszy rzut oka wygląda jak międzygalaktyczne wysypisko śmieci. Włada nią Arcymistrz (w tej roli Jeff Goldblum) i ku uciesze swoich poddanych urządza tam wielkie igrzyska. Nasz bohater staje się zatem gladiatorem.
I tu kolejna niespodzianka. W pierwszej walce przeciwnikiem Thora jest …Hulk, który jest czempionem igrzysk i który zmiatał dotąd z powierzchni areny wszystkich swoich przeciwników. Ale skąd na tej planecie Hulk? O tym film nie opowiada.
Czy Thorowi uda się wyrwać z „wysypiska śmieci” i uratować Asgard przed zagładą? Tego dowiecie się z filmu.
W filmie pojawia się kilku nowych bohaterów. Głównym przeciwnikiem Thora jest Bogini Śmierci Hela (Cate Blanchet), która dąży do opanowania wszystkich planet we wszechświecie. Robi to jednocześnie z powagą i przerażającym, okrutnym humorem. Sojusznikiem Thora natomiast staje się dawna Walkiria (Tessa Thomson), a teraz złomiarka nr 1. Na początku wygląda na pijaczkę, a potem okazuje się, że nadal bije w niej serce wojowniczki zdecyduje się pomóc Asgardowi w trudnej sytuacji.
Film jest naprawdę świetny. Humor sytuacyjny oraz teksty Thora czy też Hulka rozbawiały mnie do łez i często wybuchałem śmiechem. Zakończenie filmu wbiło mnie w fotel.
Jeżeli zatem uwielbiacie komiksy, superbohaterów, bajecznie kolorowe światy, to nie wahajcie się ani chwili przed pójściem do kina.