„TAJEMNICA KOPALNI”
Dzień był deszczowy i zimny. Właśnie takie dni ludzie najchętniej spędzają wylegując się w swoich domach. Jednak nie Antoni Warbęg. Biznesmen w średnim wieku zachwycał swoimi brązowymi włosami i umięśnioną sylwetką. Jednak nie potrafił siedzieć bezczynnie
w domu. Toteż Antoni w deszczowe dni nie pogardzał wyjściami w coraz to inne ekskluzywne miejsca. Tym razem jednak poczuł, że chciałby zobaczyć coś innego, żądał odmiany.
Wyruszył na przechadzkę po swoim rodzinnym mieście Krakowie. Ze wstrętem patrzył na te wszystkie restauracje, w których jadał już tyle razy. Szukał czegoś nowego. Wtedy zobaczył pewne ogłoszenie. Na plakacie znajdował się napis: Zapraszamy do Kopalni Soli w Wieliczce, niezapomniane emocje!
Dlaczego by nie?- pomyślał Antoni. Niezwłocznie wrócił do domu i rozpoczął przygotowania do wyprawy.
Po kilku godzinach znajdował się już przy wejściu do kopalni. Emocje towarzyszyły mężczyźnie od samego początku. Przyłączył się do małej grupy turystycznej i zaczęła się przygoda. Mężczyzna nawet nie zdawał sobie sprawy, że w swoim garniturze niezwykle wyróżnia się od reszty zwiedzających.
Po długim marszu grupa znalazła się przy kaplicy św. Kingi. Widok był oszałamiający! Antoni podziwiał przepiękną kaplicę, gdy nagle zauważył promień światła dobiegający z jednego z korytarzy. Ruszył w tamtą stronę. Zaraz za nim w korytarz ruszyła jedna z kobiet. Gdy tylko zniknęli w nieznanym tunelu, rozległ się huk oraz donośny krzyk!
***
Detektyw Henryk Romb nieraz bywał w Wieliczce, aby oglądać niezwykłą kopalnię. Tym razem jednak jechał tam w zupełnie innym celu. Pociąg trząsł się jadąc po starych torach prowadzących do Krakowa. Detektyw wzbudzał podejrzenia u większości pasażerów. Miał on siwe, krótkie wąsy i małą kozią bródkę, jednak najbardziej przyciągające były jego bystre błękitne oczy. Romb był znany miejskiej policji. Jego nieomylny instynkt i trzeźwe myślenie pozwoliły mu rozwiązać wiele skomplikowanych spraw.
Toteż nie mógł doczekać się kolejnego zadania, zwłaszcza, że nie dostał on szczegółowych danych dotyczących jego misji.
Kiedy wreszcie pociąg zatrzymał się na stacji Kraków, detektyw wysiadł z pociągu
i skierował się w stronę najbliższej taksówki.
W końcu dotarł na miejsce. Tuż przed kopalnią zobaczył swojego przyjaciela komendanta, któremu wyszedł naprzeciw.
– Witaj, przyjacielu!
– Witaj! Miło cię widzieć, Henryku! – odpowiedział komendant spoglądając na detektywa.
– Przyjechałem właśnie, aby przyjrzeć się tej sprawie, jednak nie dostałem szczegółowych danych.
– Oczywiście, Henryku. Chodź za mną. Zaprowadzę cię w spokojne miejsce.
Przyjaciele poszli do kawiarni, która znajdowała się niedaleko kopalni.
– W korytarzu kopalni w Wieliczce, panu Antoniemu Warbędze przytrafił się wypadek. Otrzymał on cios w głowę. Na szczęście osoba oprowadzająca grupę zobaczyła miejsce przestępstwa i wezwała karetkę. Ofiara nadal jest nie przytomna, ale będzie żyć. Cios zadała osoba praworęczna.- powiedział komendant.
– No, tak. Większość osób jest praworęcznych, więc nie będzie to dla nas duża podpowiedź. Czy macie może jakąś hipotezę, co do tej sprawy?
– Owszem, jednak nic nie składa się w pożądaną całość.
– A więc, co waszym zdaniem się wydarzyło?- zapytał detektyw cicho.
– Według zeznań zwiedzających pan Antoni Warbęg wyróżniał się w grupie zwiedzających. Od razu widać było, że to człowiek sukcesu. Wszyscy zeznający zgodzili się, że ofiara była bardzo zafascynowana wyglądem kopalni, co mogło wynikać z tego, że widziała ją pierwszy raz. Potem usłyszeli tylko krzyk. Niestety, tylko tyle zdołaliśmy się dowiedzieć od zwiedzających.
– To wszystkie informacje jakie macie?
– Nie, jest jeszcze coś. Przy wyjściu z kopalni natknęliśmy się na uciekającą kobietę. Była w wielkim szoku. Do teraz jednak z niego nie wyszła. Wszystko wskazywałoby na nią gdyby nie to, że trasa, którą przebiegła, nie współgra z czasem ataku na Warbęga. To tyle.
– Dobrze, tyle mi wystarczy. Chciałbym jednak jeszcze raz przesłuchać zwiedzających.
– Masz jakiś pomysł, Henryku?
– Jak na razie widzę dwie możliwości. Zrobić to mogła osoba z grupy zwiedzających, lub osoba z zewnątrz, która jakimś cudem dostała się do kopalni, nie zwracając podejrzeń. Oczywiste wydaje się odrzucenie hipotezy samookaleczenia.
– Oczywiście. Resztę zostawiam tobie. Do zobaczenia!
– Na razie – odpowiedział zamyślony detektyw, po czym ruszył w stronę hotelu, w którym miał spędzić następne kilka nocy.
Kiedy nareszcie dotarł do celu, jego bagaże już stały przy wejściu do „Skalistego Szczytu”, hotelu znajdującego się niedaleko komisariatu. Hotel nie wprawił detektywa
w specjalny podziw. W swoim życiu zwiedził już tyle miejsc, że podróże nie sprawiały mu tak wiele przyjemności co kiedyś. Nie miał jednak zastrzeżeń co do miejsca pobytu. Jednoosobowy pokój był przytulny i jasny. Jedyną rzeczą, której detektyw Romb nie mógł znieść, była niezliczona liczba oczu byłych królów Polski wpatrująca się w niego.
Czas zacząć działać
Henryk Romb obudził się wcześnie rano. Nigdy nie spał dłużej niż do godziny siódmej. Tak więc, gdy tylko się uszykował, powędrował do komendy policji na przesłuchania.
Gdy tylko stawił się na miejscu, powitał go posterunkowy Dutkiewicz. Zaoferował mu kawę, po czym zaprowadził do pomieszczenia, gdzie odbywały się przesłuchania. Ku zdziwieniu detektywa w pokoju znajdowali się już Niemiec z żoną chaotycznie rozmawiający w swoim ojczystym języku, którego Romb szczerze nienawidził. Twarde sylaby sprawiały, że po dłuższej chwili przysłuchiwania się Niemcom zaczęła go boleć głowa.
– Czy możemy zacząć?- zapytał zniecierpliwiony, siedząc na fotelu.
– Oczywiście, czy zna pan niemiecki?- zapytał posterunkowy.
– Niestety nie miałem przyjemności poznać tego wspaniałego języka – odparł z nutką ironii
w głosie detektyw.
– W takim razie postaram się tłumaczyć odpowiedzi państwa Kugel najlepiej jak potrafię.
– Tak będzie najlepiej. Zaczynajmy. Mamy jeszcze dużo pracy.
– Naturalnie- odpowiedział posterunkowy, po czym uciszył niemiecką parę, dając im do zrozumienia, jak będzie wyglądało przesłuchanie.
– Pani Zygfryda Kugel i pan Moritz Kugel?- zapytał powoli Romb.
– Zgadza się- odpowiedziała p. Kugel.
Detektyw podniósł na nią wzrok. Była to kobieta w średnim w wieku. Posiadaczka czarnych loków oraz twarzy o wyraźnych rysach. Sprawiała wrażenie pewnej siebie osoby,
w przeciwieństwie do jej męża, który wyraźnie się denerwował. Było to widać po jego rękach, którymi bezustannie poruszał.
– Rozumiem, że byli państwo uczestnikami tej niefortunnej wycieczki?
– Owszem – odparła p. Kugel swoim niskim głosem.
– Czy zauważyli państwo coś niepokojącego?
– Nie
– Czy jest pani pewna? To ważne!
– Nie, nie zauważyliśmy niczego dziwnego.
– No dobrze, czy znali państwo może ofiarę lub podejrzaną?
– Nie. Czy to wszystko?
– Chciałbym jeszcze obejrzeć państwa paszporty, bo, jak wynikało z poprzednich przesłuchań policji, przyjechali tu państwo na urlop prawda?
– Tak, wszystko się zgadza – odparła p. Kugel i podała paszporty detektywowi.
Gdy tylko Romb zobaczył dokumenty, jego twarz spoważniała jeszcze bardziej, ale mimo to oddał parze paszporty bez słowa.
– Możemy już iść?
– Tak, myślę, że to wszystko. Żegnam.
Drugie przesłuchanie
– Kto jest następny? – zapytał Romb.
– To panna Kowalczyk.
– Dobrze, niech pan ją zaprosi.
Po chwili do pokoju weszła niska, młoda blondynka o błękitnych, spokojnych oczach. Spojrzała nimi na detektywa, po czym usiadła na wyznaczonym krześle.
– Panna Katarzyna Kowalczyk?
– Zgadza się.
– Uczestniczyła pani w wycieczce do kopalni w Wieliczce dnia 14. października?
– Tak
– Czy zauważyła pani może coś niezwykłego?
– Cóż, ta kobieta, która jest uznawana za podejrzaną, zachowywała się dość dziwnie.
– Czyli jak?
– Wyglądała na zdenerwowaną.
– No dobrze, czy coś jeszcze?
– Tak, w pewnym momencie zauważyłam światło.
– Światło?
– Tak, inni tego nie mówili?
– Nie, pani jest pierwsza.
Panna Kowalczyk wyraźnie się zaczerwieniła.
– No dobrze, powiedziałam wszystko, co wiedziałam. Czy coś jeszcze?- jej głos nagle nabrał zdenerwowanego tonu.
– Tak, chciałbym się jeszcze dowiedzieć jaki ma pani zawód.
– Jestem pokojówką.
– Chciałbym zobaczyć pani dowód osobisty.
Panna Kowalczyk szybko podała Rombowi swoje dokumenty. Detektyw spokojnie obejrzał dowód i oddał go w ręce właścicielki.
– Czy mogę już iść?
– Tak, to wszystko, żegnam.
– Do widzenia.
– Jeszcze jedno. Czy słyszała pani może krzyk?
– Krzyk? Tak, słyszałam dość wyraźnie.
– Dobrze, dziękuję.
Trzecie przesłuchanie
Do pokoju wszedł młody mężczyzna. Był silnie zbudowany. Miał brązowe loki
i ciemne włosy. Swobodnie usiadł we wskazanym miejscu.
– Pan Arnold Szewczyk?
– Tak, tak. To ja- powiedział wesoło.
– Uczestniczył pan w wyprawie po Kopalni w zeszły czwartek?
– Tak, tak właśnie było
– Czy zauważył coś niepokojącego?
– Nie, raczej nie. Chociaż tak, jedną rzecz, ale to nic takiego.
– Niech pan powie.
– No więc widziałem światło odbijające się od szyby pewnego eksponatu.
– Ach, tak.
– Tak, to tyle. Nic więcej nie wiem. Mogę już iść?
– Jeszcze jedno pytanie, kim pan jest z zawodu?
– Och, panie detektywie. Ja jestem człowiekiem sukcesu. Pracuję w firmie R&G.
– Dobrze, poproszę jeszcze pana dokumenty.
– Proszę- powiedział biznesmen.
– Dobrze panie Szewczyk. Ostatnie pytanie. Czy mówił pan komuś o swoim wyjściu do kopalni?
– Kilku znajomym z pracy- odpowiedział zdziwiony pan Szewczyk i wyszedł.
Ostatnie przesłuchanie
– Panie Rombie, pani Steczkowska jest w stanie zeznawać- powiedział cicho posterunkowy.
– W takim razie niech pan ją przyprowadzi- odpowiedział detektyw.
Do pokoju przesłuchań weszła szczupła kobieta, której twarz przykrywała burza loków.
– Witam panią- przywitał się detektyw.
– Dzień dobry- odpowiedziała cicho.
– Proszę pani. Jest pani podejrzana o zabójstwo Antoniego…
– To nie ja! – krzyknęła kobieta.
– Wierzę pani- odpowiedział spokojnie Romb.- Niech mi pani jednak powie, co się stało tego pechowego dnia.
-No więc wybrałam się na wycieczkę po Kopalni Soli. Nasza mała grupa weszła właśnie do kaplicy św. Kingi. Wtedy zobaczyłam migoczące światło, jak gdyby latarki, w jednym ·z tuneli, którego wcześniej nie zauważyłam. Jeden z gentelmanów poszedł w tamtym kierunku. Myślałam, że to jakaś niespodzianka lub kolejna atrakcja, więc poszłam za nim. Kiedy weszłam do tunelu, leżał na ziemi nieprzytomny. Wiem, że powinnam zawołać pomoc, ale spanikowałam i pobiegłam do tunelu, który był obok.
– Był jeszcze jeden tunel?
– Tak, dość wąski, ale był widoczny.
– Zastanawiające- powiedział do siebie detektyw.
***
Zbliżał się wieczór. Niebo powoli ciemniało. Dwóch policjantów stało nieopodal kopalni. Wtem usłyszeli kroki. Ze szczeliny znajdującej się w skale wyszedł detektyw Romb.
– Detektywie! Co pan tu robi? Jak pan się tu znalazł?- zapytał jeden z policjantów.
– Panowie, spokojnie. Myślę, że znam już rozwiązanie tej zagadki.
Rozwiązanie
Detektyw wszedł na posterunek. Wszyscy przesłuchiwani byli już na miejscu. Czekali na werdykt detektywa Romba.
– Mimo, że była to zawiła sprawa, myślę, że udało mi się znaleźć rozwiązanie.
– To pan Szewczyk prawda? Od razu wiedziałem!- powiedział komendant- w końcu pracował w firmie konkurującej z firmą pana Warbęga.
– Nie, panie komisarzu. Na początku też tak myślałem, jednak to nieprawda.
-Więc kto to zrobił? Nikt inny nie miał motywu.
– I tu się pan myli. Motyw miała jeszcze jedna osoba. – Pani Kowalczyk!
– Ja?- zdziwiła się podejrzana.
– Otóż to. Pani Kowalczyk była pokojówką, pokojówką pana Szewczyka! Niestety kilka miesięcy temu pan Arnold wyrzucił ją z domu bez konkretnego powodu, tym samym pozbawiając panią nie tylko pracy, ale i dachu nad głową. Chciała się pani zemścić, więc zaplanowała pani to pobicie.
– To niestety niemożliwe- powiedział komendant – Pani Kowalczyk była cały czas z grupą, gdy to się stało. Ma alibi.
– Bo nie zrobiła tego własnoręcznie.
-Więc jak to się stało?
– Bliźniacy, panie komendancie.
-Słucham?
– Gdy zobaczyłem paszport pana Moritza Kugel, od razu coś zwróciło moją uwagę. Zamiast imienia Moritz w paszporcie znajdował się Adolf. Zupełnie przypadkiem, gdy byłem
w kawiarni krakowskiej zauważyłem pana Moritza wraz ze swoim bliźniakiem.
– Więc co się właściwie stało?- zapytał zmieszany komendant.
– Więc sytuacja wyglądała tak: Grupa wycieczki weszła do Kaplicy św. Kingi. Podczas gdy inni oglądali eksponaty, uwagę pana Antoniego przykuło światło latarki, której używał pan Adolf, brat Moritza. Gdy biznesmen wszedł do tunelu, Adolf uderzył łopatą w głowę pana Antoniego. Nie przewidział jednak, że za mężczyzną pójdzie jeszcze kobieta. Pani Steczkowska zobaczyła leżącego na ziemi biznesmena i uciekła tunelem, którym przybył Adolf na zewnątrz. Żeby nie budzić podejrzeń, Niemiec zakrył wejście do tunelu, a sam schował się w małej jaskini znajdującej się kilkanaście metrów dalej.
Nastąpiła cisza. Jednak po chwili odezwał się komendant.
– Jak pan na to wpadł?
– Pani Kowalczyk powiedziała, że słyszała krzyk. Niestety w miejscu, w którym stała, było to niemożliwe. To zwróciło moje podejrzenia.
– No dobrze, ale coś jest nie tak. Przecież jeśli pani Kowalczyk żywiła urazę do pana Arnolda, to czemu zleciła pobicie Antoniego? –zapytał tym razem posterunkowy.
– Dobre pytanie. Też nad tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że pan Adolf musiał się zwyczajnie pomylić. Dostał od pani Kowalczyk wskazówki: wysoki biznesmen o brązowych włosach i silnej budowie. Taki opis pasował jednak do obu panów, a że pan Antoni przyszedł do kopalni w garniturze, od razu przykuł uwagę brata bliźniaka pana Moritza. Swoją drogą, czyż to nie wspaniała strategia działania przestępców? Jeden z nich uderza, a drugi stara się o alibi, aby nigdy nie być podejrzanym. W ten sposób nikt nie może brać go pod uwagę.
Romb spojrzał na panią Kowalczyk.
– Gratulacje detektywie, rozwiązał pan tajemnicę kopalni.
Opowiadanie Karoliny Guz uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.
Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.
Komentarze ( )