1.png

Mija kolejny dzień “Zielonej szkoły” nasi trzecioklasiści wspinają się na latarnię morską i przewidują wynik meczu z Gibraltarem:)

Dzień trzeci – 05.09.15 (sobota)
w roli głównej: Nicolas „Kapiszon” Piecka

Pan Leszek: Cześć Niki! Co tam chowasz w dłoni?

Nicolas: Eeee… No nie wiem, czy powinienem panu powiedzieć…

L: Sam musisz zdecydować.

N: No dobrze, proszę spojrzeć…

L: Pierścionek…?

N: Tak, pierścionek… Nic więcej jednak nie mogę powiedzieć…

L: Dobrze, nie naciskam. Powiedz mi za to jak podoba Ci się wyjazd? Zmęczony?

N: Jest super! W ogóle nie jestem zmęczony! Jak Pani każe iść spać to zawsze gadamy sobie jeszcze z Wiktorem o różnych sprawach, czasem o takich, a czasem o innych…

L: Czyli jakich na przykład?

N: No, na przykład o dziewczynach… o Minecrafcie, o rodzinie, o piłce, o kolegach… Czasem też o jakichś głupotach, o latarni… bo ta latarnia, widzi pan, to ona toczy tutaj za oknem takie koło a później wraca i my ją sobie śledzimy… W sumie dużo rozmawiamy o dziewczynach… A Maciej dał mi dzisiaj do powąchania herbatę, ale nie kichnąłem.

L: No… Czyli jesteś twardy? Zostawmy to. Słuchaj, wczoraj sporo maszerowaliśmy. Nogi bolały Cię po dojściu do latarni i pokonaniu wszystkich schodów na sam szczyt?

N: Oj, tak, tak, tak… Tak mnie bolały, że chyba trochę zdrętwiały.

L: Ale warto było? Jak podobała Ci się latarnia? Z kim szedłeś w parze podczas spaceru i o czym sobie rozmawialiście?

N: Latarnia bardzo mi się podobała, naprawdę! Ale jak byliśmy na górze to było troszkę strasznie. Tak naprawdę troszkę, tak maciupeńko, ale było. Tak właściwie to chyba tak na około 0% mniej więcej. A w parze szedłem z Kubą Ludwiczkiem i opowiadaliśmy sobie o piłce… Takie rzeczy, wie pan, takie nieprawdopodobne.

L: Piłka często bywa nieprawdopodobna, więc rozumiem. Jedziemy dalej – po powrocie z latarni mieliśmy przejść się na plażę, ale plany popsuła nam pogoda, pamiętasz? To było istne oberwanie chmury połączone z ostrym wiatrem, a z tego co wiem bardzo, bardzo nie lubisz gdy mocno wieje. Jak udało się przełamać strach i pomimo pewnych obaw pójść z grupą do kościoła?

N: Ubrałem się w cebulkę! Miałem dwie pary spodni, jedne krótkie, a jedne długie! W dodatku wziąłem też koszulkę, bluzę, polar i kurtkę przeciwdeszczową na wypadek, gdyby znowu zaczęło padać. W kościele trochę się trząsłem, ale tak sobie obserwowałem niebo i zobaczyłem tęczę! I ta tęcza, panie Leszku, mnie uspokoiła…

L: Pamiętam, że wieczorem byliście trochę niegrzeczni z kolegami z pokoju. Dostaliście nawet – ode mnie osobiście – karę „przysiadów wspólnych”. Możesz opisać o co mniej więcej w tym chodziło i dlaczego zrobienie dziesięciu takich przysiadów zajęło wam pół godziny?

N: Chodzi o to, że nie robi ich jedna osoba, tylko cały pokój jednocześnie, trzymając się za ramiona. To bardzo trudne, trzeba być super zgranym. A tak ogólnie to dlatego tyle nam to zajęło, bo zawsze jeden z nas robił za szybko przysiad i potem ciągnął drugiego, a reszta się przewracała… I tak bez przerwy. Było przy tym mnóstwo śmiechu, ale gdy skończyliśmy, nie czułem nóg…

L: Dobrze, ostatnie pytanie, jaki wynik przewidujesz jutro (Polska gra z Gibraltarem)?

N: Tak naprawdę to przewiduję 10:0. Lewandowski strzeli pięć, a Milik hat-tricka.

L: A dwie pozostałe?

N: Noo, to będzie tak, że w 80 minucie będą dwa karne, ale nie będzie już na boisku żadnego napastnika i trener da szansę Szczęsnemu i on dwa razy trafi! Rozumie pan?

L: Pewnie, że rozumiem, dzięki za rozmowę, Niki!