“Nie noszę glanów, ale noszę koszulkę z odciskiem glana.”
Alicja Waszak: Jest pan moim autorytetem, dlatego chciałam zapytać, co powinnam zrobić, jakie studia skończyć, na co zwrócić uwagę, aby być może w przyszłości mieć szanse robić to co pan?
Artur Andrus: Studia nie mają żadnego znaczenia, to znaczy – mają znaczenie, takie, że trzeba by je było skończyć, chociażby dlatego, żeby sobie otworzyć horyzonty na różne sprawy, a również po to, żeby przeżyć fajny okres w życiu. Ale kierunek nie ma tutaj żadnego znaczenia, to znaczy – trzeba kończyć taki kierunek, który pozwoli człowiekowi rozwijać jego zainteresowania. Jak ktoś się interesuje na przykład hodowlą zwierząt, to powinien skończyć studia z tym związane, a potem może pisać piosenki o miłości, tutaj nie ma to żadnego znaczenia, znam ludzi, którzy ukończyli studia politechniczne, a potem piszą wiersze, np. Andrzej Poniedzielski jest inżynierem elektrykiem i pisze fantastyczne rzeczy, nie wyłącznie o prądzie, to nie ma tutaj żadnego znaczenia, trzeba iść raczej za swoimi zainteresowaniami, a potem albo skorzystać z tego wykształcenia które się zdobyło, albo nie skorzystać, iść w zupełnie inną stronę.
Al.: Należę do klasy o profilu kulturowo-medialnym, i jako klasa humanistyczna często słyszymy o naszym przyszłym bezrobociu lub pracy w Mc Donalds’ie, czy pan też uważa, że po studiach humanistycznych aż tak trudno dostać pracę w zawodzie?
AA.: Kierunki ścisłe, na przykład studia politechniczne, pewnie przygotowują do czegoś konkretniejszego, to znaczy – ktoś jak nie skończy takich studiów to nie będzie wiedział jak skonstruować samolot, tego się samemu człowiek nie domyśli, tego się trzeba nauczyć. Jeśli chodzi o kierunki humanistyczne to jest raczej podbudowa do tego, żeby samemu różne rzeczy wymyślać, ale też nie przypuszczam, żeby to miało aż tak wielkie znaczenie. Na pewno w przypadku ukończenia studiów humanistycznych szczęście ma większe znaczenie w znajdowaniu sobie pracy, a już w zawodach artystycznych, to to jest naprawdę 99% szczęścia, a reszta to talent, praca. Ale moim zdaniem to nie ma znaczenia, bo jeżeli ktoś chce coś takiego robić, powinien to robić bez względu na to jakie studia kończy, jaką przyszłość mu zasugerowali rodzice, bliscy czy ktoś taki. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żebym znalazł sobie nawet dobrze płatną pracę, ale wiedział, że to jest zajęcie którego nie cierpię i perspektywa, że będę przez kilkadziesiąt lat rano w stawał z przeświadczeniem, że idę znowu do miejsca, którego nie cierpię i będę robił rzeczy których nienawidzę, jest tragiczna. Także wolałbym dużo mniej zarabiać, albo ledwo się utrzymywać, ale robić rzeczy które mi sprawiają przyjemność.
Al.: Czy uważa pan, że należy przekonywać, a nawet zmuszać młodzież do czytania kanonu literatury?
AA.: Przekonywać – tak, zmuszać – nie, uważam, że zmuszanie człowieka do czegokolwiek przynosi zawsze odwrotny skutek, ale należy szukać jakichś argumentów, które człowieka przekonają, że powinien coś takiego przeczytać. Ja sam mam w tym jakieś zaległości, bo nie przeczytałem w życiu tego wszystkiego, co powinienem przeczytać i staram się to teraz nadrabiać. Chociaż z kolei tyle różnych innych, ciekawych rzeczy pojawia się po drodze, że to nadrabianie jest co raz trudniejsze, ale taki kanon ma jakiś sens. Nawet jeśli się denerwujemy, że to jest jakaś ramota i po co mi czytać takie stare rzeczy o jakichś wydarzeniach, które miały miejsce dwa tysiące lat temu, to potem, z wiekiem okazuje się, że dobrze o takich rzeczach wiedzieć, że to się przydaje w najmniej oczekiwanych sytuacjach w życiu, że spotykamy kogoś na przykład kto pasjonuje się tylko tym, a chcielibyśmy kogoś takiego poderwać i nie mamy argumentów do poderwania jak nie przeczytaliśmy tej książki.
Al.: A jakimi argumentami przekonywałby pan ludzi w moim wieku do czytania/żeby czytali?
AA.: Nie mam pojęcia, prawdę mówiąc. To znaczy – jedynym argumentem, który mi wpada do głowy to jest ten, który wymieniłem przed chwilą: że można czasem spotkać kogoś z kim by się chciało pogadać, a nie będzie się miało o czym. Mnie się parę razy w życiu zdarzyły takie sytuacje. Z tego powodu zachęcam ludzi do nauki języków obcych, bo nie poznałem angielskiego w związku z tym, że się uczyłem czego innego, trochę poznałem rosyjski, z czego się bardzo cieszę, trochę niemiecki, a angielski mnie jakoś ominął… I mimo że sobie w pewnym momencie zdawałem sprawę z tego, że świat się przestawił na język angielski, że trzeba znać ten język, żeby się porozumiewać, to jakoś nie było czasu, nie było okazji itd, i nagle się parę razy w życiu znalazłem w takich sytuacjach, że myślę sobie – kurczę, żebym ja znał ten język, jakby fajnie było, bo takich fajnych ludzi poznałem, ale niestety, jest jakaś blokada, ściana, bo nie możemy się porozumieć. I tak samo jest z książkami. Przyjdzie taki moment (to nie jest groźba, ale raczej rada) że znajdzie się człowiek w takiej sytuacji, w takim towarzystwie, że będzie mu głupio, że nie wie o czym oni rozmawiają, a oni będą o tym rozmawiali, dlatego, że wszyscy przeczytali.
Al.: Ostatnio w Internecie widziałam „Koniec Świata” według kabaretu Limo, w którym ludzie nagle zaczynają umierać w ten sposób, że wybuchają im głowy. Okazało się, że to przez głupotę. Czy myśli pan, że to realne i czy może nam to grozić?
AA.: Czy realny jest koniec świata, to jest za mocne pytanie jak na moje możliwości intelektualne. Niektórzy twierdzą, że tak, na tym się opierają całe systemy religijne, filozoficzne. Podejrzewam, że ludzie, którzy to opisali mają do powiedzenia więcej niż ja, ale czy ten koniec świata nastąpi w związku z ludzką głupotą? Podejrzewam, że to możliwe, że właściwie głupota może prowadzić do tego, że w pewnym momencie nawet jak nam nie popękają głowy, to sami sobie je rozwalimy z głupoty. Po prostu uznamy, że na przykład to świetna zabawa, bo widzieliśmy coś takiego w grze komputerowej, no to spróbujmy czy na żywo to też tak działa, że jak sobie rozwalimy głowę to odrośnie nam druga. Wtedy może się z przykrością okazać, że nam nie odrośnie i, że w ten sposób sami się wszyscy powybijamy. Ale mam nadzieję, że nie nastąpi taki definitywny koniec świata, że się okaże, że resztka rozumu gdzieś się jednemu człowiekowi… albo parze najlepiej. Resztka rozumu im została i zdążyli się schować i się potem zacznie wszystko od nowa.
Al.: W tamtym filmie ludzie w panice starali się nadrabiać braki, żeby przeżyć. A jak pan zapobiegłby takiej apokalipsie z głupoty?
AA.: Ja bym się schował. Wziąłbym sobie parę książek, które pozwoliłyby przetrwać, też coś do jedzenia, bo samymi książkami bym nie przetrzymał pewnie. Coś do jedzenia, ogień bym sobie gdzieś schował z boku, książkę, i przeczekałbym. Niech oni nawzajem się wszyscy załatwią, a ja bym przeczekał i szukałbym po kolejnych jaskiniach takich, którzy się też pochowali, żeby jakoś to wszystko odbudować. Nie wiem. Prawdę mówiąc, teraz powiedziałem tak, jakbym był pewien, że mnie by ten łeb nie pękł z głupoty, a być może byłbym jednym z pierwszych, którym by tak pękło, tak, że… jeśli by mi starczyło rozumu, to bym złapał te książki i schował się w jaskini z ogniem i z czymś do jedzenia, a jakby nie starczyło, to też bym poległ.
Al.: Czy przy tworzeniu interesujących tekstów ważne jest zaplecze kulturowe? Czy zgadza się pan z opinią, że należy znać przede wszystkim kulturę nam najbliższą, kulturę swojego kraju?
AA.: Z tym się zgadzam, bo ja na przykład potrafię pisać tylko po polsku, nie piszę w żadnym innym języku, także jeżeli mam się do czegoś odwoływać, to do języka polskiego, do rzeczy, które mogę podejrzewać że większość polaków zna, albo powinna znać. Jest coś takiego jak kod kulturowy, to znaczy, że my, jak mówimy „Litwo, ojczyno moja” to nie dlatego, że Litwa jest naszą ojczyzną teraz, ale, że wiemy z czego to pochodzi. To jest akurat najprostszy przykład, ale dobrze jest jakbyśmy mieli jakiś zasób wiedzy, wrażeń, emocji, które nas wzruszają. Dla mnie takim zasobem emocji są piosenki Jeremiego Przybory, Agnieszki Osieckiej, Wojciecha Młynarskiego. Które potrafią mnie wzruszyć. Ja się też wzruszam, kiedy spotykam kogoś kto tak samo się wzrusza na piosenkach Osieckiej i tak samo je odbiera jak ja. To jest część naszej kultury właśnie. Wiem, że niektóre piosenki Osieckiej były tłumaczone nawet na język niemiecki, ale to nie jest część kultury niemieckiej. Oczywiście, jak się ma już dobry kontakt ze swoją kulturą, to nie zaszkodzi, a nawet fantastycznie jest poznawać też obce, bo ja uwielbiam podróżować, lubię jeździć, zobaczyć coś nowego, nowe miejsca, poznawać ludzi, to też człowieka otwiera na zupełnie inne rzeczy. Nie ma się co zamykać przed obcymi kulturami, ale podstawowa jest ta swoja, ta stąd.
Al.: Mnie najbardziej ostatnio zdziwiło, że moja znajoma mimo iż bardzo interesuje się japońskimi komiksami i animowanymi filmami, kiedy powiedziałam, że zamierzam z panem przeprowadzić wywiad, zapytała mi się kto to jest Artur Andrus i musiałam jej pokazać zdjęcie, żeby skojarzyła…
AA.: Podejrzewam, że jej się spodobało, bo wyglądam jak z japońskich komiksów, więc powinna być zainteresowana w dalszym ciągu moją twórczością, mam nadzieję, że miłośnicy japońskich komiksów, będą się moimi piosenkami interesowali. Ale to mnie akurat nie dziwi, poruszam się raczej w dosyć wąskim gronie artystów, w pewnym typie rozrywki . Znam ludzi, którzy w ogóle nie lubią kabaretu, nie oglądają programów kabaretowych, ja im się wcale nie dziwię, to nie jest przecież narodowy obowiązek, że wszyscy muszą. Nikt też nie ma obowiązku, żeby mnie znać. Gorzej jest, jak słyszę, że ktoś nie wie, kto to jest Adam Mickiewicz, to już jest jakiś kłopot. Bo jeżeli ktoś znałby tylko japońskie komiksy, a nie znał nazwiska i nie miał przynajmniej podstawowej wiedzy o twórczości Mickiewicza, czy nie wiedział kto to jest Fryderyk Szopen, no to już bym się bardziej zmartwił, niż tym, że ktoś nie wie kto to jest Artur Andrus. Ja właściwie zazdroszczę temu komuś, kto nie wie.
Al.: A propos Mickiewicza – jaki jest pana ulubiony fragment na przykład „Pana Tadeusza”?
AA.: Ten, który oczywiście sam przerobiłem. Przeczytałem koncert Jankiela, nawet nie przeczytałem, ale to musieliśmy się, zdaje się, w szkole nauczyć na pamięć i jak po latach do koncertu Jankiela wróciłem, to pomyślałem sobie, że dopiszę dalszy ciąg, czyli napisałem „Księgę dwunastą A Pana Tadeusza, czyli tuż po koncercie Jankiela’’ i tam sobie różne głupoty powymyślałem na temat co się działo tuż po koncercie. Nie wiem, czy to jest mój ulubiony, fragment, ale teraz jakoś mi się tak w pierwszej chwili skojarzył. Chyba musiał być w jakiś sposób dla mnie intrygujący jeżeli po latach wróciłem właśnie do niego.
Al.: I też trzynastozgłoskowcem?
AA.: Też trzynastozgłoskowcem, początek sobie zapożyczyłem, było:
Muzyk jakby sam swojej dziwił się piosence,
Upuścił drążki z palców, podniósł w górę ręce
Czapka lisia spadła mu z głowy na ramiona,
Powiewała poważnie broda podniesiona.
To jest Mickiewicz, a potem byłem ja:
Zamilkł. Wtem cos zaczęło wiercić się w barłogu
A zagrasz ty cwaniaczku to samo na rogu?
To Wojski, który zmęczon przespał koncert cały
Idzie, potknął się szpetnie, przewrócił cymbały,
Jankiel się z przerażeniem destrukcji przygląda,
Bo to są zabytkowe cymbały Hammonda.
No i tam się już rozwijała ta sytuacja dalej.
Al.: A zmieniając temat – czy w Programie Trzecim Polskiego Radia można wziąć udział w stażach wakacyjnych? Jest to możliwe tylko w ramach praktyk studenckich, czy w czasie wakacji na przykład ja, też mogłabym nosić papiery i robić kawę?
AA.: Odbywają się przeróżne staże, ale rzeczywiście, to jest dosyć mała redakcja, zawsze jedna, dwie, trzy osoby maksymalnie w ciągu wakacji są przyjmowane na takie staże, natomiast na pewno dużo łatwiej jest już w czasie studiów, jak ktoś studiuje dziennikarstwo, ma jakieś doświadczenie radiowe, minimalne przynajmniej, próbuje coś montować na programach komputerowych, wie jak to się robi, wtedy jest większa szansa. Ale warto zawsze się zapytać, a nuż będzie sytuacja, że będzie ktoś potrzebny i można będzie spróbować.
Al.: Czy żeby dostać się na praktyki w Radiowej Trójce trzeba studiować w Warszawie? Czy studia chociażby w Krakowie albo Poznaniu bardzo to utrudniają?
AA.: W zależności od tego czy ma się możliwość, żeby w Warszawie być w tym czasie, ma się gdzie zatrzymać i jak utrzymać, (bo praktyki studenckie to nie są praktyki płatne, które pozwalają na utrzymanie się w mieście). Jeżeli ktoś sobie poradzi ze sprawami bytowymi to to nie ma żadnego znaczenia w jakim mieście się studiuje.
Al.: Co to dej piosenki o krewetce, którą ostatnio można było usłyszeć – Jak pan to robi, że pan z taką łatwością wymyśla teksty?
AA.: To jest akurat nie łatwość, tylko rozpacz w tym przypadku. Wiedziałem, że taka jest zasada tego programu i, że przed tygodniem ludzie się dowiedzieli, że mamy napisać coś na temat szalonej krewetki, no i umówiliśmy się tak, że to ja napiszę tekst, że Włodzimierz [Korcz] skomponuje muzykę, a Zbigniew Wodecki to zaśpiewa, nie było wyjścia, trzeba było usiąść i coś wymyślić. Pierwsze co mi wpadło do głowy, że tak się bar w Paryżu może nazywać, „Szalona Krewetka” i do tego dopisałem już całą historię. Ja z resztą mam często tak, że… nie wiem, czy to jest wena, bałbym się chyba używać takiego słowa, ale pomysł pojawia mi się wtedy, kiedy już wiem, że muszę to zrobić, bo od tego zależy jakiś punkt programu, że ludzie się muszą do tego przygotować, wtedy siadam i przygotowuję, jak już się ma miecz nad głową, to nie ma wyjścia i się pisze takie rzeczy.
Al.: A czy pan pisze tylko teksty, czy muzykę też czasami komponuje?
AA.: Nie, nie, nie, ja się na muzyce kompletnie nie znam, co z resztą słychać czasami jak śpiewam, a wiem z kolei, że są ludzie, którzy świetnie to robią i zdecydowanie wolę tekst oddać komuś kto zna się na komponowaniu muzyki, ewentualnie czasami zdarzają się odwrotne sytuacje, że ktoś mi daje muzykę, a ja do tego dopisuję teksty, ale ja się do komponowania muzyki nie zabieram.
Al.: Ma pan koszulkę z napisem „Glan Fan”, pan też nosi glany?
AA.: Nie noszę glanów, ale noszę koszulkę z odciskiem glana. Dostałem to po spotkaniu autorskim w Jarocinie i bardzo mi się spodobało, a glany może sobie kupię jak śpiewam o glanach, no to dlaczego miałbym nie nosić.
Al.: O glanach pan śpiewa, a pacyfek pan też nie nosi?
AA.: Dostałem kiedyś pacyfkę, w prezencie i mam od czasu do czasu, w którejś marynarce jest włożona, nie w tej akurat, ale czasami mi pacyfka też towarzyszy.