“Płatki na wietrze” autorki V.C. Andrews na pierwszy rzut oka może się wydawać, że okaże się książką o nietypowej tematyce, która wstrząsa do granic możliwości. Jeszcze długo po zakończeniu lektury, czytelnik chcąc nie chcąc wraca do niej myślami. Powieść rozpoczęła się w nietypowy sposób jednak kończy w wielkim stylu.
Po tragicznej śmierci najmłodszego członka rodziny, Cris i Cathy podejmują decyzję o ucieczce z poddasza. Nie jest to jednak proste, realizacja tego planu zajmuje im wiele miesięcy, gdzie muszą przygotować się na każdą ewentualność. Gromadzenie środków zabiera im dużo czasu jednak żadne z nich się nie poddaje. Wszyscy wyczekują cierpliwie, aż dane im będzie spełnić swoje marzenia. Wreszcie nadchodzi upragniona chwila, dająca im szanse na ucieczkę z dotychczasowego więzienia. Każda chwila przybliża ich do miasta, z którym wiążą nadzieje, jednakże podczas podróży autobusem, młodsza siostra nastolatków doznaje poważnego ataku, po którym wymaga natychmiastowej pomocy specjalisty. Dollangangerom pomaga czarnoskóra kobieta, która jest gospodynią dr. Sheffielda. Mężczyzna dość szybko nawiązuje kontakt z nieufnym rodzeństwem, daje im poczucie bezpieczeństwa, o którym mogli tylko pomarzyć.
“Płatki na wietrze” to powieść, która porusza w sobie wiele istotnych i ważnych problemów. Jest niepodważalnym dowodem na to, że ludzie kierują się głównie aspektami i sprawami materialnymi. Do czego doprowadza chęć posiadania bogactwa oraz życia w luksusie? Wiadomym jest, że pieniądze są dość ważnym elementem funkcjonowania ludzi w świecie, ale czy tak istotnym aby skazywać się na brak prawdziwych wartości życiowych, a także by żyć w zamknięciu. Jakimi motywami i myślami kierują się osoby decydujące się oszukiwać swoje pociechy? Czy właściwie jest to zależne od nich? Czy może niemożność poradzenia sobie z utrzymaniem rodziny można potraktować jako element łagodzący? Czy każdy z nas miałby na tyle miłości i przebaczenia w sobie by wybaczyć komuś zniewagi, poniżenia, porzucenie i celowe podtruwanie arszenikiem? W przypadku Pani Dollanganger i jej dzieci było to bardzo częste. Wręcz na porządku dziennym. Cała trójka dzieci żywiła szczerą złość, niechęć i rozgoryczenie do matki, która sprzedała ich za kilka srebrników. Dzieci nie są w stanie zrozumieć jak mogła skazać ich na taki los. Najwięcej w sobie ma żalu Cathy, która poprzysięgła sobie zemstę i za wszelką cenę próbuje ją odnaleźć i ukarać za wszystkie miesiące separacji od świata.
Bohaterom bardzo trudno jest odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Lata spędzone na poddaszu sprawiły, że stali się oni bardzo nieufni i samowystarczalni. Dotychczasowe życie nauczyli ich tylko tego by liczyli na siebie i nikogo więcej. Z tego właśnie powodu byli oni mieszanie nastawieni na doktora, On natomiast pragnął oddać im całe swoje serce, także szeroko pojętą miłość i poświęcenie. Dzięki Paulowi nauczyli się na nowo funkcjonować w społeczeństwie co było nie lada wyczynem. Dzięki ich samozaparciu Chris dostał się na dobrą uczelnię, Cathy została zawodową tancerką, jednak to Carrie dochodziła najdłużej do siebie. Na każdym kroku śmiano się z jej odmienności i sposobu bycia. Mimo usilnych starań, tęsknota za bliskimi była większa. Trudno się temu dziwić, swoje starsze rodzeństwo traktowała jak rodziców, których straciła w bardzo młodym wieku. Przez te piekielne poddasze, między Cathy a Chrisem narodziło się coś więcej niż tylko braterska relacja. Do czego doprowadzi ona nastolatków? Czy uda im się przezwyciężyć skutki wieloletniego życia w zamknięciu?
“Płatki na wietrze” to książka z dużym jednak nie do końca wykorzystanym potencjałem. Na samym końcu pojawiają się momenty zmuszające czytelnika do rozmyślań na temat przyszłości Dallangangerów. Co powoduje sięgnięcie po kolejny tom z tej serii. Książka sama w sobie jest bardzo wartościowa, głównie ze względu na refleksyjne myśli wywoływane przez te poruszającą powieść. Gorąco polecam tę książkę jak i kontynuacje,