Balet ze śmiercią,
obrót już wykonany,
spektakl skończony.
Taniec jest odzwierciedleniem naszej duszy, dobry tancerz potrafi wyrazić poprzez ten cudowny ruch wszystkie emocje targające jego ciałem i umysłem: miłość, ból, cierpienie, radość.
Każdego ranka wstaję zmęczona. Każdy trening to bitwa ze sobą, bolą mnie ręce, nogi, mięśnie. Nie mam na nic siły, nie mam przyjaciół, nie mam nawet znajomych, z którymi mogłabym pójść do kina, zresztą i tak nie miałabym czasu. Każdy mój dzień jest walką moich ambicji z ciałem. Ciałem, które krzyczy, że nie daje rady, że to zbyt duże obciążenie, że to je wykańcza. Czasami zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie było w nim baletu…
To wszystko się zaczęło gdy miałam trzy latka, wtedy po raz pierwszy mama zaprowadziła mnie do szkoły. Te cudne sukieneczki, ta lekkość, małe księżniczki unoszące się nad podłogą. Wówczas jeszcze nie mogłam doczekać się kolejnych zajęć, chodziłam całymi dniami na paluszkach, obracałam się i skakałam, chcąc być lekka i delikatna jak motyl…
Taniec jest odzwierciedleniem naszej duszy, dobry tancerz potrafi wyrazić poprzez ten cudowny ruch wszystkie emocje targające jego ciałem i umysłem: miłość, ból, cierpienie, radość. Moi rodzice nigdy nie uznawali słabości, dziecko słabe niewarte było uwagi, dziecko niewystarczająco dobre było według nich porażką, a ja …nigdy nie byłam wystarczająco dobra, brakowało mi osobowości, a może brakowało mi i talentu ? Pracowałam ciężko, nadrywałam ścięgna, łamałam paznokcie, niszczyłam się psychicznie…i tylko po to, by sprostać ich oczekiwaniom, spełnić ambicje. Udawałam, że taniec to moje życie, że pragnę być najlepsza, że to mój cel w życiu, ale każda maska prędzej czy później zaczyna uwierać. W wieku dziesięciu lat miałam już tego dosyć, wieczna dieta, osłabienie, krytyka potrafią nie tylko zniechęcić, ale i zniszczyć…Przestałam wierzyć w siebie, moje życie straciło sens, znienawidziłam taniec, a jednak każdego kolejnego dnia musiałam ćwiczyć i udawać, że tego pragnę, by nie narazić się na gorzkie słowa i dezaprobatę rodziców. Płakałam każdego dnia, przed zajęciami, w trakcie, po. To nie było dla mnie, ciągłe uwagi nauczycielki, że nie jestem wystarczająco chuda, że mam niewłaściwą postawę, że skaczę jak słoń. Byłam z tym wszystkim sama, a rodzicie wiecznie wywierali na mnie presję, ,,ćwicz i ćwicz, może chociaż w tańcu coś osiągniesz’’. A gdy na kolejnych konkursach odnosiłam porażki, upokarzałam ich, a oni krzyczeli głośniej, ranili bardziej…
Przekonali mnie, jestem do niczego, nie jestem dobrą uczennicą, dobrą córką, ani dobrą tancerką… Jestem nikim.
Rodzice poddali się, zostawili mnie z tym wszystkim. ,,Jesteś beznadziejna. Urodzenie Ciebie było największym błędem! Jest nam strasznie wstyd za Ciebie!’’ – to były ich ostatnie słowa, które padły cztery lata temu. A ja…przecież nie pchałam się na ten świat, robiłam co mogłam, by mnie kochali, by spełnić ich ambicje i marzenia.
Teraz, gdy ich nie ma, jest mi lżej, odzyskałam wiarę, że jestem kimś wartościowym, kimś, kto ma własne ja, własne marzenia i ambicje, kimś, kto wie, czego chce w życiu. Mimo to pamiętam. Pamiętam wszystko. I to mnie boli najbardziej… Każdy kolejny trening przybliża mnie do sukcesu, każdy dzień w szkole baletowej przybliża mnie do egzaminu, a potem do studiów. Dalszej przyszłości nie wiążę z tańcem, to nie moja historia, to nie moje marzenia, tylko rodziców. Zostanę psychologiem, będę pomagać rodzicom i ich dzieciom, by nie dochodziło do konfliktów, nieporozumień, by pociechy miały szansę wybrać….Przecież jesteśmy wolni… Podobno dusza tancerza, to serce człowieka. Mimo tylu cierpień, wyrzeczeń, upokorzeń, nie zaprzedałam mojej duszy, nie poddałam się, wierzę w ludzi, wierzę w dobro, wierzę w marzenia, i wiem, że życie jest okrutne, nawet dla dzieci, ale każdy z nas ma wybór i każdy z nas ma szanse na lepsze jutro, lecz by wygrać tę nierówną walkę z życiem, trzeba walczyć całym sercem.
Nasze pokolenie nasączone jest bólem, łzami, alkoholem i narkotykami. Mamy pęknięte serca i poszarpane dusze. Sztuczne uśmiechy, sztuczne ciała, fałszywe gesty i dwulicowe zachowania. Jesteśmy ,,brudni’’, zagubieni, samotni…
Moje życie nauczyło mnie dużo, i zapłaciłam za tą naukę wysoką cenę. Nie zaznałam domu pełnego ciepła i miłości, ale wymagań i dyscypliny, taniec nauczył mnie wyrzeczeń i ciężkiej pracy, zabierając najpiękniejsze lata dzieciństwa i młodości. Moje dzieci nie przejdą przez taki koszmar jak ja, będą miały wybór. Nie będą idealne, ale będą najukochańsze, najcudowniejsze i najmądrzejsze. Wiem to. Czuję to. Będą miały dzieciństwo. Matką i Ojcem może zostać każdy, ale prawdziwym wyczynem jest zostać dla naszych pociech Mamusią i Tatusiem…