Trzeba przyznać, że nastał dla nas specyficzny czas. Chyba nikomu nie trzeba o tym specjalnie przypominać, koniec końców ciężko znaleźć osobę, której początek listopada kojarzyłby się inaczej, jak z dniem Wszystkich Świętych. Wiadomo – czas zadumy i refleksji nie tylko nad grobami bliskich – nierzadko także w gronie rodzinnym; we własnym, domowym zaciszu.
Co jednak dzieje się, gdy cały rok uciekamy i tego jednego, szczególnego dnia przyjdzie nam stawić czoło przeszłości?
O tym m. in. opowiada spektakl “Wizyta” autorstwa Radosława Paczochy, w reż. Agnieszki Maskowic.
“Jurek udaje się w podróż w rodzinne strony po kilku latach nieobecności. Dla wykształconego w dużym mieście bohatera wizyta w domu rodziców jest zarówno wyzwaniem, jak i koniecznością. Aby pokonać życiowy kryzys, młody mężczyzna musi zmierzyć się ze wspomnieniami z przeszłości, z duchami zmarłych oraz obsesyjnym przeczuciem własnego końca.”
Przede wszystkim należy powiedzieć, że jest to spektakl wyjątkowy. Oczywiście każdy spektakl jest sam w sobie wyjątkowy, ale ten jest jedyny w swoim rodzaju. Mało tego, że od samego początku zdaje się widzowi, że uczestniczy jako niemy świadek w tym, co dzieje się na ekranie, to jeszcze są momenty, kiedy Jurek zwraca się prosto do niego – opowiada o swoich bolączkach, o tym co go gryzie, co mu nie pasuje. I widz ma wrażenie, że Jurek w gruncie rzeczy mówi o nim samym, pokazuje jego własne emocje. Ale są też momenty, kiedy widz czuje, że uczestniczy w czymś bardzo intymnym – rozmowie Jurka z ukochaną babcią, gdy rodzice zaczynają na siebie warczeć w 5 minut po jego przyjeździe. Chwili zadumy z ukochaną Anną. Wspomnieniach z młodości z Grześkiem, najlepszym przyjacielem. Kiedy oboje śmieją się do rozpuku i jeden mówi do drugiego: “A pamiętasz, co jeszcze sobie obiecaliśmy? Że jak jeden umrze, to drugi będzie mu przynosił kwiaty i znicze na grób.”. I poważnieją nagle. Grzesiek nie żyje od kilkunastu lat.
I w gruncie rzeczy widz odbywa podróż razem z Jurkiem. Raz się śmieje, bo nie szczędzi się widzowi humoru i groteski. Innym razem śmieje się przez łzy, bo w gruncie rzeczy jest smutno. A to wszystko przy melodii: “Gdy mi ciebie zabraknie, gdy zabraknie mi ciebie…”. I melancholii. Melancholia to słodko-gorzki składnik.
Niewątpliwie spektakl ten ma duszę. Zmąci w głowie, chwyci za serce i pozostawi z uczuciem… no właśnie, jakim? Każdy widz sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale z jakimś uczuciem na pewno zostanie.
Jest w tym ogromna zasługa aktorów, którzy wcielili się w postaci. W tym miejscu ukłon do samej ziemi należy się Dawidowi Ogrodnikowi, odgrywającemu rolę Jurka. Nie od dziś wiadomo, że jest to fantastyczny aktor – można było to zobaczyć m. in. w “Ostatniej rodzinie”, gdzie fenomenalnie zagrał rolę Tomka Beksińskiego, “Idzie” P. Pawlikowskiego czy przełomowym “Chce się żyć”. Śledząc jednak “Wizytę” ma się wrażenie, że to apogeum jego gry aktorskiej, że na jego twarzy odbijają się głęboko skrywane emocje towarzyszące każdemu w tych szczególnych dniach.
Nie można także zapomnieć o odtwórcy postaci Grześka, którego perfekcyjnie odegrał Paweł Domagała. Dał mu wszystko, czego potrzebował i – paradoksalnie – tchnął w niego życie. Warto także zwrócić uwagę na rodziców Jurka – w tych rolach Ewa Wencel i Krzysztof Stelmaszyk. Wspomnieć należy Annę, której rolę zagrała Wiktoria Gorodeckaja. Wzrok przykuwa również genialna Katarzyna Herman, której rola raz przeraża a raz bawi.
Widza zachwyci też scenografia, która wprowadza w nastrój rodzinnego domu, pobliskiego cmentarza czy przywodzi na myśli wspomnienia bohatera. Za nią i za kostiumy odpowiedzialna jest Anna Adamek.
Kończąc, chcę powiedzieć, że “Wizyta” w istocie jest wizytą – z jednej strony odwiedzinami w świecie bohatera; w czymś, co nie jest dostępne z zewnątrz i dla wszystkich. Z drugiej – wizytą w przeszłości, odnoszącej się do każdego z nas.
Komentarze ( )