książki.jpg

Większość miłośników literatury współczesnej zdążyła już zapoznać się z Johnem Greenem i jego twórczością. Zwłaszcza po sukcesie „Gwiazd Naszych Wina” i głośnej ekranizacji tej pozycji. Jednakże dopiero teraz, po prawie 10-ciu latach, przypomniano sobie o debiucie pana Greena, który został nawet nagrodzony Printz Award.

„Szukając Alaski” to pierwsza powieść Brytyjczyka. Głównym bohaterem książki jest Miles Halter, który udaje się na poszukiwanie „Wielkiego Być Może”. Nastolatek nie chce dalej tkwić w swoim nudnym, rodzinnym mieście, więc wyrusza do szkoły z internatem, by odnaleźć przygodę i sens życia. Jego współlokatorem zostaje chłopak o wdzięcznym przezwisku Pułkownik, który za swoje hobby uważa zapamiętywanie różnych rzeczy, takich jak wszystkie państwa świata w kolejności alfabetycznej. Nie spotyka się ono jednak z niezrozumieniem Milesa. Pułkownik zapoznaje głównego bohatera ze swoją paczką znajomych, do której należą Alaska i Takumi. Mimo że są oni tym, co mama Milesa nazywa ‘złym towarzystwem’, chłopak wreszcie jest szczęśliwy. Ma oddanych przyjaciół, cudowną dziewczynę, jednakże okazuje się, iż byłoby to zbyt piękne, aby być prawdą.

Miles nie jest wymarzonym głównym bohaterem – ani przystojny, ani wysportowany. Jego postać jest niezbyt wyrazista, nawet trochę nudna. Jednak całość ratuje reszta bohaterów. Pułkownika po prostu nie można nie lubić, mimo wszystko jest naprawdę przyjacielski i troszczy się o innych, chociaż na początku można odnieść inne wrażenie. Alaska jest kontrowersyjną postacią. Albo się ją kocha albo nienawidzi albo jedno i drugie jednocześnie. Poczucie humoru dziewczyny nie śmieszy, ale skłania do refleksji, a jej spostrzeżenia miejscami przerażają trafnością. Takumi jest bohaterem najbardziej pominiętym ze wszystkich. Inni kompletnie nie zdają sobie sprawy z jego uczuć, co ten daje im na końcu boleśnie odczuć. Oczywiście nauczyciele, jak i rodzice postaci mają również duży wpływ na rozwój sytuacji.

Książka ta jest nietypowa. Miejscami język wydaje się młodzieżowy, można powiedzieć prostacki, lecz znajdziemy w niej również niegłupie,  filozoficzne przemyślenia. Z jednej strony jest to kryminał. Z drugiej dramat, a z trzeciej kolejne smętne romansidło.
Ciekawe opisy rozdziałów, skłonią mniej cierpliwych czytelników, do przewrócenia kartek na kulminacyjny moment fabuły. Jestem dumna, że zrobiłam to dopiero po 50-tej stronie, co nie zepsuło całego efektu zaskoczenia. Co nie zmienia faktu, iż akcja jest niespodziewana z niewyobrażalnymi zwrotami akcji.

Mam mieszane uczucia, co do tej książki. Jednak nie można zaprzeczyć temu, że jest ona wstrząsająca. Po jej przeczytaniu nie mogłam się długo pozbierać. Jednakże z upływem czasu, zachwyt nad nią blednie i coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że jest to jedynie dobra powieść, a nie arcydzieło.  Porównując „Szukając Alaski” do „Gwiazd Naszych Wina” widać horrendalny postęp autora. Język i styl pisania pozostał taki luźny jak przy debiucie, jednak rozwijanie się fabuły i tworzenie postaci jest o niebo lepsze.