Nieprzerwanie od lat 90. trwa era fast foodów, fast mody, fast komunikacji i fast życia. Trochę wyrzutów sumienia i trochę postanowień – wakacje to dobry moment na zdjęcie nogi z gazu.
Budzik, szybki poranek, szkoła, szybki obiad, nauka, szybki sen, budzik, szybko… Tak, tak właśnie wyglądają nasze uczniowskie powszedniości. Weekend może i nie straszy jazgotem budzika o 6:00, ale zwykle to jedyna okazja do snu lub nauki na spokojnie. Jemy byle jak, śpimy byle jak, ubieramy się byle jak. Czas na zmiany! Metoda dowolna- małe kroczki lub wstrząs. Liczą się efekty.
Obrzędowość slow foodu w moim przypadku zaczęłam w momencie, w którym pojawiły się u mnie bóle żołądka. Siedemnaście lat to chyba trochę za wcześnie na wrzody? Przyczyna była inna i dość oczywista- posiłki zbyt ciężkie, zbyt szybkie jedzenie, za duże kęsy, za mało porcji w ciągu dnia. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do jedzenia śniadań, co wcześniej wydawało mi się stratą cennego porannego czasu. Dawno, dawno temu, a wcale nie tak dawno, wierzyłam w czarno-biały wzorzec żywieniowy. Soki są bardzo zdrowe, więc nadrobię nimi witaminy- nie do końca. Mają dużo cukru i kwasy, które powodują próchnicę. Płatki z mlekiem to pożywne i super zdrowe śniadanie- płatki, nawet te najzwyklejsze, to kopalnia prostych, niekorzystnych cukrów a mleko, choć cenne dla kości, w dużych ilościach zakwasza organizm, a laktoza powoduje problemy żołądkowe. Zamiast nabierać się na marketingowe ściemy light, fit, bio, zmieniłam nie dietę, lecz nawyki. Jedzmy wolniej, częściej a mniej. A przede wszystkim- myślmy i nie wierzmy reklamom.
Jestem nastolatką, więc to oczywiste, że lubię dobrze wyglądać. Internet i duże centra handlowe otwierają drzwi do mody dostępnej, niedrogiej i ciekawej. W szkole noszę mundurek i właśnie z powodu ciągłego noszenia tego samego ubrania pomyślałam- po co mi tyle ubrań? Zaczęłam grzebać w internecie, czytać o slow fashion. Po kilku wycieczkach do galerii handlowej zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam. Dlaczego trendy tak często się zmieniają? Przecież to właśnie sieci odzieżowe mają na to wpływ. W zeszłym sezonie modne były spodnie w pionowe pasy, teraz nikt już ich nie nosi. Ale sprzedały się. Właśnie o to chodzi. Mogłyby być modne i w tym sezonie, ale wtedy nikt już nie kupiłby dekatyzowanych rurek. To napędza sprzedaż, jednak ubrania w sieciówkach kupujemy bez żalu- są tanie. Nikogo nie obchodzi, że już po kilku (czasem po pierwszym) praniach wyglądają jak ścierki do mycia podłogi. Spodnie za 60 zł stracą swój kształt, bo są uszyte z taniego materiału i wykonane przez niewykwalifikowanych pracowników. Koszulka za 20 zł po pierwszym praniu pójdzie na szwach, bo nikt nie dba o jej jakość. Znane marki przeniosły produkcję na Daleki Wschód. Obejrzałam kilka brytyjskich dokumentów o warunkach, w jakich pracują Azjaci. To był ostateczny impuls do tego, by kupować mniej, rozważniej, drożej ale i lepiej, na dłużej.
Dwa aspekty slow life, życia powolnego ale i wolnego, już za nami. Zapraszam w najbliższym czasie do zapoznania się z rozważaniami na temat komunikacji i odpoczynku :)
Komentarze ( )