,,Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo na co się trafi”
Forrest Gump
W Zespole Szkół gościliśmy naszego absolwenta: Mateusza Burzyńskiego, obecnie podróżnika i dziennikarza. Mateusz opowiedział nam o swojej pasji, zachwycił opowieścią o ostatniej wyprawie do Ameryki Południowej, zadziwił pokazem egzotycznych zdjęć i anegdot pełnych humoru, ale i prawdy o ludziach i miejscach które zwiedził. Uczniowie otrzymali wskazówki jak sobie radzić w czasie samotnej wyprawy, zostali zarażeni chęcią przeżycia czegoś wyjątkowego a zresztą przeczytajcie sami.
„Opowieść o Ameryce
Podobnie jak oni, przeżywałem rozterki związane z oblanym testem. Po cichu podkochiwałem się w dziewczynach. Miałem swoich ulubionych nauczycieli. Dzieliłem sukcesy sportowe z kolegami ze szkolnej ławy. By w końcu, przystąpić do egzaminu dojrzałości, który w późniejszym czasie okazał się przepustką do akademickich bram. Zespół Szkół im. Jana Pawła II przygarnął mnie pod swoje skrzydła, gdy zdecydowałem się zamienić opolskie technikum właśnie na placówkę położoną opodal wielkich koksowniczych kominów. Dlatego możliwość zaprezentowania swoich doświadczeń związanych z podróżami autostopem na forum publicznym złożonych z nauczycieli i uczniów tej szkoły był dla mnie niewątpliwie sporym wyróżnieniem. To już nie jest to samo miejsce. Odrapana boazeria została zastąpiona starannie zeszlifowaną gładzią. Świetlica, z której tak ochoczo korzystała moja klasa podczas przerw międzylekcyjnych zamieniła się w supernowoczesną aulę, wyposażoną we wszystko, co może sobie tylko wymarzyć prelegent.
Solo, poznaję więcej
Podróż nie byle jaka, bo autostopem i pieszo. W śniegu, na piaskach pustyni, przy silnym wietrze, czy wzdłuż laterytowej drogi lasu tropikalnego. Na blisko półroczną przygodę składa się sześć państw Ameryki Południowej, około dziewiętnaście tysięcy kilometrów z kciukiem uniesionym ku górze, ponad dwa tysiące kilometrów pieszej wędrówki, niemalże dziewięć kilogramów utraconej wagi, dzięki czemu po drugiej stronie Oceanu, doczekałem się ksywy flaco polaco. To setki wspomnień, wspaniałych i życzliwych ludzi, którzy wychodzili z siebie, by ugościć gringo. Kalejdoskop wydarzeń pieczołowicie zapisywany na karteczkach pamiętnika. Egzotyczna flora i fauna: tukany, małpy, kapibary, dzikie węże, ptaszniki, flamingi, lamy, kondory, kolibry, pancerniki, lwy morskie i wiele więcej zwierząt, które wyszły mi na spotkanie, a znanych nam co najwyżej z ogrodu zoologicznego. Zadanie, które sobie postawiłem przez wielu zostało uznane za nieodpowiedzialne i karkołomne. Podróżowanie za jeden uśmiech w pojedynkę na obcym kontynencie, będąc oddalonym od domu o kilkanaście tysięcy kilometrów na pierwszy rzut oka może właśnie tak wyglądać. Robię to z wielu względów, między innymi po to, by odzyskać wiarę w dobro drugiego człowieka, którego doświadczałem tak często. By obalić mit, że wsiadając do nieznajomego skazujemy swoją osobę na pewną śmierć, a już z całą pewnością na poważne kłopoty. Przykładów, gdzie czułem bezpośrednie zagrożenie można by wyliczyć na palcach jednej ręki. Niemniej jednak, oparłem swoją wiedzę o wiele źródeł: książki, przewodniki, portale i blogi podróżnicze, czy wreszcie opinie tubylców. Niejednokrotnie zaglądając tam, gdzie białemu człowiekowi się odradza. Śpiąc pod namiotem, czy na ulicy z bezdomnymi miałem okazję zobaczyć Amerykę Łacińską z nieco innej strony. Nie ograniczając się do komercyjnych miejsc typu Machu Picchu, Posąg Chrystusa Odkupiciela na jednym ze wzgórz Rio de Janeiro, czy do bajecznej krainy geograficznej: Patagonia na czele ze szczytem Fitz Roy. Sam Wojciech Cejrowski w pierwszej ze swoich napisanych książek akcentował przewagę samotnika w poznawaniu świata. Bardziej skondensowana percepcja, dynamiczniejszy proces przyswajania nowych języków i budzące się wśród ludzi naturalne poczucie troski wobec pozostawionego na pastwę losu włóczęgi. Takiemu łatwiej pomóc, zagaić do niego, zabrać do samochodu. Będąc w grupie, ktoś spojrzy na nas i machnie ręką, myśląc sobie: skoro ich tylu jest, to jakoś poradzą sobie sami.
Dwie twarze Ameryki
Może dlatego mogłem z bliska obserwować wielodzietne rodziny żyjące wysoko w andyjskiej głuszy. Kobiety w pięknych kolorowych spódnicach i w swych melonikach na głowach, mężczyźni od świtu do zmierzchu poza domem – ciężko pracujący. Na ich domowej posadzce dziobały kury. Nad głowami bzyczały muchy. Przed domem pasło się bydło. Z kolei dzieci kopały piłkę tuż obok poletka, nierzadko w błocie do kostek. To nie są domy znane nam z polskich wsi. Niejednokrotnie bywało tak, że brakowało dostępu do pitnej wody, elektryczności, w porze deszczowej drogi stają się nieprzejezdne. Peru i Boliwia mają dominujący wpływ w ogólnoświatowej produkcji i handlu kokainą. Nie przeszkadzało mi to jednak, by próbować wkraść się w łaski tych, którzy często są nam nie po drodze. Wykluczeni ze społeczeństwa, wyrzuceni na margines. Prostytutki, narkomani, handlarze narkotykami, transwestyci i bezdomni. Dzięki upapranej koszulce, braku drogiej biżuterii czy aparatu oraz przy odrobinie szczęścia nie traktowali mnie na równi z turystą. Pozwalali wąchać nozdrzami ich środowisko. Dlatego kontynent odkryty przez Krzysztofa Kolumba już zawsze będę kojarzył nie tylko poprzez pryzmat widoków zapierających dech w piersi. Wspaniałej kolonialnej architektury. Romantycznych plaż wzdłuż wybrzeży Atlantyku i Pacyfiku. Ameryka Południowa to świat kontrastów. Mężczyzna pod krawatem, prawdziwy rekin korporacyjny, idący ramię w ramię z osobą bezdomną o opuchniętych powiekach, przebudzonym skoro świt przez betonową dżunglę, która akompaniowała miejski zgiełk w Sao Paulo. Domki wybudowane z prowizorycznych budulców – desek, blach, materiałów uzyskanych w śmietnikach – tworzących kolorową mozaikę na jednym ze wzgórz dzielnicy Rimac w Limie, stolicy Peru. By tuż obok manufaktura napoju gazowanego Inca Kola, który sobie upodobali Peruwiańczycy, produkowała grube miliony Nowych soli peruwiańskich. Apetyty rosną w miarę jedzenia. Przede mną wiele tygodni prac, by odłożyć kolejne środki finansowe na Azję, do której zamierzam wyruszyć wraz z przełomem roku. A po Azji? Kto wie, jak mawia Forrest Gump “Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo na co się trafi”. Chciałbym serdecznie podziękować za pomoc i współorganizację przy realizacji prelekcji Pani Annie Szuster, Pani Małgorzacie Wenszce, Pani Dyrektor Małgorzacie Nogalskiej oraz uczniom.
(Mateusz Burzyński)”
Bardzo serdecznie dziękujemy Mateuszowi za całe mnóstwo pozytywnej energii, to była prawdziwa przyjemność gościć Cię u nas. Młodzież pyta o następne prelekcje, dlatego już jesteśmy umówieni na następne spotkanie. Życzymy więc wielu niesamowitych podróży, ciekawych wspomnień i życzliwych ludzi na swej drodze. Wszystkiego dobrego i do zobaczenia!