Miło żyć w komforcie psychicznym – ubierać się tanio, modnie i żyć w przeświadczeniu, że nosimy dobrej jakości ubrania uszyte przez wykwalifikowane szwaczki. Film “Nieczysta gra sieciówek” otwiera oczy. Niewolnictwo w XXI wieku nosi piękną powłokę i modne ubrania.
W moim ostatnim artykule “Nauka życia powolnego” poruszyłam temat ubrań, bliski mi tak, jak każdej dziewczynie. Jednak zaczęłam grzebać w internecie, szukać informacji. Zainteresował mnie ważny aspekt: gdzie są szyte moje ubrania? Kto je szyje i w jakich warunkach? Przemysł mody jest obecnie jednym z najbardziej dochodowych. Tylko jedna z większych sieciówek w ubiegłym roku zarobiła 1 mld 92 mln euro! Okej, sprzedają mnóstwo ciuchów a sieciowe sklepy są dosłownie w każdym większym mieście. Ale gdzie są szwalnie i fabryki? W Polsce o żadnej nie słyszałam, na Zachodzie tym bardziej. Wcześniej nie przyglądałam się zbytnio białym, długim metkom wszytym wewnątrz ubrania, ważniejsza była ta widoczna- z logo marki. A to właśnie tam znajduje się najwięcej informacji- skład, zasady prania i… kraj pochodzenia. Byłam w szoku… Nie, byłam zrozpaczona, kiedy dowiedziałam się, że moje ubrania- droższe, tańsze, nawet te w które zainwestowałam dużo- w większości pochodzą z Bangladeszu, Pakistanu, Indii, Kambodży. Chiny, o dziwo, pojawiają się na metkach rzadko. Dlaczego? Rozwija się tam przemysł wysokich technologii i wymagania ludzi zwiększyły się. Nikt już nie chce tam pracować za 90 euro na miesiąc. Niestety sytuacja wygląda inaczej we wcześniej wymienionych krajach. Większość sieciówek to właśnie tam przenosi swoje szwalnie. Jest taniej, dalej od cywilizowanych i świadomych ludzi. Świadomość to jednak pojęcie bardzo względne…
Jesteśmy Zachodem- świadomym, cywilizowanym, nowoczesnym Zachodem. Czy na prawdę nikt nie wie o warunkach pracy w szwalniach sieciówek? Oczywiście, że wiemy. Ale co robić? Przecież nie ma innych sklepów, butiki są drogie. Lepiej kupić dużo ubrań w sieciówce niż mniej droższych w butiku… Nie, nie, nie. Zmiana myślenia jest najważniejsza. Idąc na zakupy należy zadać sobie pytanie: czy potrzebuję kolejnej koszulki za 20 zł? Masz ich już kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt. I każda po praniu wygląda tak samo- jak ścierka. Niewzmacniana bawełna rozciąga się, ubranie traci kształt, nie wspominając już o wykrzywionych szwach. Ale skąd osoba, czasem nawet dziecko, która przeszła tylko podstawowe szkolenie (w celu ograniczenia kosztów produkcji) ma wiedzieć, jak dobrze uszyć koszulkę, jak skroić, jak zrobić szwy. Czy nie lepiej kupić jeden porządny t-shirt za kilkadziesiąt złotych i nosić go dłużej? Butiki kiedyś były mało dostępne. Teraz w internecie aż roi się od multibrandowych sklepów. Sprzedają polskie, dobre ubrania. Kupujesz je- wspierasz szycie tutaj i zatrudnianie polskich pracowników. Sieciówki nadal kuszą modnymi fasonami, ale wciąż trzeba pamiętać o słabej jakości. Większość ciuchów to czysty poliester- najtańsze włókno, oczywiście syntetyczne- omijaj je szerokim łukiem, poliester jest niezdrowy dla skóry i bardzo się gniecie. Lepiej wybierać naturalne bądź naturalnego pochodzenia tkaniny- bawełnę, wiskozę, len. Pamiętaj nie tylko o jakości, ale i o cenie. Weźmy przykład- koszula za 100 zł z sieciówki, poliestrowa, fason wzorowany na ubraniu z ubiegłego pokazu Chanel. Tylko 10 zł tej ceny to koszt materiału i szycia. Parę złotych to zapłata dla szwaczki. Około 20 zł to koszty transportu z Azji. Reszta, czyli około 60 zł to czysty zysk dla sieciówki. Płacisz za metkę i fason, który jest niemalże plagiatem, jednak nazwijmy to inspiracją. Koszula polskiej marki odzieżowej za 250 zł, bawełna, projekt autorski, szyta w Polsce. Tutaj sytuacja wygląda o niebo lepiej. Nawet 80-100 zł to koszt materiału i szycia. Lepsza jakość nici, guzików, narzędzi. 100 zł to projekt, zapłata dla szwaczek i pracowników marki. 50 zł to zysk. Lepiej? Lepiej.
Każdy konsument ma wpływ na rynek. Jeśli będziemy bardziej świadomi w wyborach, jesteśmy w stanie wiele zmienić. Zakupy XXI wieku to walka albo wspieranie niewolnictwa. Wybór należy do nas.
Komentarze ( )