Był sobie pies, którego nazywano Futrzakiem. Ale to nie był normalny pies. Umiał on mówić ludzkim głosem i w każdym języku. A wabił się Scrappy. Jego koledzy śmiali się z niego, bo bez przerwy mówił o dinozaurach i innych prehistorycznych zwierzętach. Pewnego dnia, kiedy Scrappy wracał do swojego domu, zauważył z pobliskiego garażu dziwny niebieskawy blask. Podszedł bliżej i aż przystanął ze zdziwienia. Na podłodze zobaczył małą tenisową piłeczkę, która świeciła się na niebiesko. Chwycił ją zębami i nagle cały świat zawirował. Po kilku godzinach, przynajmniej według Scrappy’ego, wylądował na twardej i mokrej trawie. Wstał i się rozejrzał. Był to nieznany mu krajobraz. Scrappy trochę się przestraszył, bo nie wiedział gdzie jest i która jest godzina. I wtedy go ujrzał. Między drzewami małego lasku zobaczył dinozaura! I to nie byle jakiego, ale tyranozaura, który odezwał się ludzkim głosem:
– A ciebie, mój mały podróżniku, co tutaj sprowadza?
Scrappy, chcąc nie chcąc, odpowiedział:
– Chwyciłem między zęby taką małą piłeczkę i się tutaj znalazłem – odpowiedział psiak. – Gdzie

jesteśmy?

– Na półwyspie Jukatan. 65 mln lat przed twoimi czasami, mały futrzaku.

Scrappy’emu opadła szczęka. Jeśli dobrze pamiętał, właśnie w to miejsce miała uderzyć ogromna asteroida, która sprawi, że na zawsze wyginie mnóstwo gatunków zwierząt i roślin. Scrap spróbował przekonać swojego prehistorycznego kolegę, by z nim uciekł, ale sam Tyrano (tak się nazywał ten tyranozaur) mu nie uwierzył, twierdząc, że mu się to przyśniło. Psiak odszedł w kierunku gór, smutny, że jego znajomy mu nie wierzy. Kiedy powoli wracał do piłeczki i swojego ciepłego i suchego domu, zauważył kolejnego dinozaura z gatunku stegozaur, o imieniu Kolczak. Scrap przeprowadził z nim podobną rozmowę co z Tyrano. Ale okazało się, że Kolczak też mu nie wierzy. Jeszcze bardziej zawiedziony Scrappy odszedł w swoją stronę. Gdy chwycił piłeczkę, nic się nie stało. Dopiero teraz zauważył, że piłka nie ma swojego niebieskiego blasku. Psiak domyślał się, że można się przenosić dopiero wtedy, kiedy piłka się świeci. Zaczął szukać sobie jakiegoś schronienia na następne dni. W końcu znalazł. Było to małe drzewko, które nie przepuszczało deszczu przez swoje długie, zielone liście. Niedaleko był łańcuch górski, bardzo wysoki. Najwyższe szczyty miały ponad trzydzieści kilometrów wysokości, czyli były wyższe niż sam Mount Everest, ale niewiele niższe niż wulkan Olympus Mons na Marsie. Scrappy poczuł się trochę samotny, ale nie mógł wrócić do swojego domu w Szczecinie, do dzielnicy Niebuszewo – Bolinko. Psiak zaczął ćwiczyć, na przykład piłkę nożną i karate. Nie wiadomo, kiedy minęły już dwa tygodnie. Przez ten czas Scrap pływał w jeziorach i rzekach, chodził po górach, ćwiczył różne sporty, czytał książki, poznawał nowych kolegów i przyjaciół wśród dinozaurów i czekał, aż piłeczka zaświeci.
Pewnego dnia, gdy Scrap wędrował po polanach, zauważył dom i pole uprawne. Tak się zdziwił, że musiał się położyć na ziemi. Powoli podszedł zobaczyć, kto lub co tam mieszka. Zbliżając się, zobaczył, że belki, z których został zbudowany dom, mają minimum pięćset lat.
– Ale stary domek – pomyślał Scrappy.

Kiedy zapukał do drzwi otworzył mu bardzo miły starszy allozaur. Scrap został zaproszony na herbatę i na ciasto wiśniowo – czekoladowe. Zjadł i wypił, podziękował i wrócił do swojej małej i przytulnej siedziby. Kiedy dotarł do niej, zauważył, że coś mu ją splądrowało, ale przynajmniej zostawił jego piłeczkę. Nagle poczuł na karku gorący i mocny oddech. Odwrócił się i zobaczył ogromnego gigantozaura. Psiak się mocno przestraszył i zaczął uciekać. Wbiegł do lasu. Na szczęście udało mu się zgubić drapieżnika. Ten las był bardzo gęsty. Psiak poczekał aż dinozaur odejdzie. Scrap powoli i bardzo cicho wyszedł z lasu. Wrócił do siebie i zaczął sprzątać swoje skromne mieszkanko. Potem usłyszał ciche pukanie do drzwi. Otworzył i aż się przewrócił ze zdziwienia. Przy drzwiach stał drugi psiak, tej samej rasy co on, ale rodzaju źeńskiego. Okazało się, że bardzo lubiła te same sporty co on i miała takie same zainteresowania. Zaczęli razem chodzić po górach, po łąkach, polach, lasach oraz pływać w jeziorach i rzekach. Skakali razem przez zwalone drzewa, poznawali kolejne dinozaury. Brakowało im tylko swojego przytulnego domku w Szczecinie. Czytali razem ciekawe książki, bawili się w deszczu, biegali i skakali. Czasami spotykali inne zwierzęta. W końcu zbudowali sobie porządny domek. Miał dwa piętra i dwa podziemne poziomy piwnic, około dwanaście pokoi na jednym piętrze. Przekazywali innym istotom swoją wiedzę na temat gór, różnych języków, historii i przyrody. Scrap aż się zdziwił, że tak wiele umie.

Pewnego dnia zobaczył, że jego piłeczka zaczyna działać. Pomyślał, że jeszcze poczeka kilka dni, dopóki jego piłka „nie naładuje” się do pełna, by mógł się przemieścić do odpowiedniego miejsca i czasu. Obliczył, ile już spędził w tym świecie i okazał się, że był tutaj ponad dwa miesiące. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie się bawić w okolicy, szaleć, szczekać na wszystko co popadnie. Wybrał się jeszcze na wycieczkę w góry. Zawsze wchodził na wysokość około dziesięciu kilometrów, ale dzisiaj postanowił wejść wyżej, na piętnaście kilometrów. Niestety, w czasie wspinaczki, na dwunastym kilometrze poczuł, że brakuje mu już powietrza i musiał zejść.

W końcu jego piłka się już naładowała i mógł wrócić już do domu. Chwycił ją i już był z powrotem w domu. Ale nie ucieszył się z tego faktu. Po prawie trzech miesiącach życia wśród dinozaurów przyzwyczaił się do tamtego świata.
– Chciałbym tam wrócić… – pomyślał Scrappy.

Mógłby spróbować, ale nie miał pewności, że to będzie ten sam okres. Kiedy był tam za pierwszym razem, trafił na późną kredę.
– Cóż, czy na pewno chcę tam być w innym okresie? – pomyślał znów Scrap.
Wiedział, że nie spotka swoich przyjaciół, postanowił więc narazie cieszyć się tym, gdzie jest.