Na podstawie obrazu ,,Trwałość pamięci” Salvadora Dali.
New York, 20.12.20
Lata, miesiące, dni, godziny, minuty, sekundy – wszystko tracimy bezpowrotnie. Czym dla człowieka jest czas? Kto go docenia? W jakim momencie swojego istnienia uświadamiamy sobie, że nie mamy wpływu na upływający bezlitośnie ułamek naszego życia…? Zmarnowaliśmy tyle chwil, tyle lat. Kto z nas przeżywa świadomie przemijające sekundy, minuty? Człowiek zatracił się w pogoni za lepszym jutrem, wypchanym portfelem, zapominając o życiu. Kiedy przypominamy sobie, iż każda przeżyta minuta, nawet ta najszczęśliwsza, przybliża nas do śmierci?
Sama zdałam sobie z tego sprawę równy miesiąc temu. 20 listopadA – data jak każda inna, ale nie dla mnie. Jest to dzień mojej śmierci. Nie, nie, nie takiej prawdziwej, dalej oddycham, widzę, poruszam się, ale jest inaczej. Został mi miesiąc…
Gdybym nie była taka zabiegana, wiecznie w ruchu, w stresie, z kawą i telefonem w dłoni, to może bym miała szansę? Ale teraz – nic nie mogę już zrobić. To jest koniec. Mój własny. Dobiegam do mety. Niedługo ją przekroczę. Rak. Najgorszy z możliwych. Ten sam zabił mamę, tatę, siostrę, a teraz przyszedł po mnie.
Powinnam przecież dbać o siebie, byłam w pierwszej linii zagrożenia, przejęłam genetyczne ryzyko. Mój organizm wysyłał tyle sygnałów, jednak było coś ważniejszego, niż ja i moje zdrowie. Zawsze najmądrzejsza, idealistka, perfekcjonistka do kwadratu – szkoda, że nie życiowa. Nic mi nie wyszło, nic nie osiągnęłam. Nawet nie założyłam rodziny. Sama jak palec. Mówiłam sobie, że mam jeszcze czas, że jestem młoda, że nie jest jeszcze za późno, a jednak… 35 lat, rak żołądka, żadnych szans na wyleczenie. Czy właśnie tak powinno wyglądać życie energicznej kobiety? Boże, dlaczego byłam taka głupia, naiwna? Dlaczego lekceważyłam ten powtarzający się ból brzucha, te mdłości, to pogarszające się samopoczucie, dlaczego, dlaczego dlaczego…?
Za późno, już za późno na wszystko! Na rozczulanie się nad sobą też…
Postanowiłam: Ostatnie chwile spędzę szczęśliwie…ale czy można być radosnym, wiedząc, że niedługo się umrze? Czy można iść spokojnie ulicą, patrząc na zakochanych, na rodziny z dzieckiem, mając świadomość, że to kolejna chwila mniej z tych, które mi jeszcze pozostały, że nie zdążę już nikogo ani niczego pokochać…? Nie mam czasu już na nic. Nie byłam nigdy za granicą, a cały czas marzyłam o Barcelonie, dlaczego odkładałam wiecznie ten wyjazd, dlaczego marudziłam, już nigdy nie nauczę tańczyć się walca, nie nauczę się jeździć na nartach, nie nauczę się grać w tenisa, nic nie zrobię, straciłam tyle czasu, tak, straciłam! Zmarnowałam tyle okazji. Zawsze jakaś wymówka – zawsze, zawsze, zawsze. Jak można tak lekceważyć dany czas? Nawet nie wiem, czy zdążę jeszcze ulepić bałwana, czy doczekam się pierwszego śniegu… Gdybym wiedziała, że moje życie na ziemi to okres 35 lat, spełniłabym swoje wszystkie marzenia. Ten czas upłynął, tak niepostrzeżenie, bezszelestnie, niewidzialnie…Nie zostanie po mnie nic. Tak jakbym w ogóle nie istniała. Jak można być aż takim zerem, żyć tyle lat i tylko żyć, jak można być takim egoistą i myśleć tylko o sobie a mimo wszystko nic dla siebie nie zrobić? Na co ja zmarnowałam tyle lat?
Zawsze byłam wyalienowana, aspołeczna. Chociaż…może to i lepiej, po co brać udział w tych dzikich igrzyskach, na śmierć i życie, słabszy i tak przegrywa – odpadłabym chyba przed samym startem. To, co minęło, już nie wróci…
Co ja tu robię? Museum of modern Art. Jakże wyniośle to brzmi. Całe życie mieszkam w Nowym Yorku i nigdy nie pomyślałam o tym, aby tu przyjść. A przecież sztuka jest mi tak bliska, przedszkole artystyczne, podstawówka w szkole baletowej i liceum plastyczne, studia z kulturoznawstwa…
“Trwałość pamięci” Salvadora Dali – moje ulubione dzieło z czasów szkolnych. Od dziecka uwielbiałam tego katalońskieo malarza, jego oryginalność i te ukryte przesłania, drugie dno, niewidoczne na pierwszy rzut oka, jak w dziełach Malczewskiego. Obraz surrealisty pozostawił trwały ślad w mojej pamięci…Wydaje mi się inny, niepospolity, z przesłaniem, idealnie oddaje przemijanie…Zegar rozpływa się jak czas, szybko i niezauważalnie. Nie sądziłam, że w rzeczywistości jest on taki mały jak moja torebka. Stoję z pokorą i smutkiem przed dziełem mistrza. Jestem spokojna. Nie, nie czuję strachu, przerażenia…mimo że kątem oka widzę już metę…Wszystko na tym świecie mija jak sen, bezpowrotnie…
Stworzyłam listę zadań, którą muszę ukończyć przed śmiercią, marzeń wszystkich już nie spełnię, ale może niektóre…Wykorzystam każdą sekundę pozostałego życia, by przeżyć ją w pełni, moim najważniejszym punktem jest CARPE DIEM…