Pojechałam do Sandomierza, tam nad rzeką zorganizowano piknik z okazji zakończenia prac nad filmem „Ziarno Prawdy“. Muzyka, kwiaty, podziękowania dla autora, reżysera i aktorów…
W pewnej chwili zauważyłam jak brzegiem rzeki idzie nie kto inny jak sama Magda… Odeszła spory kawałek od całej imprezy, kierując się w stronę łąki. Po cichu poszłam za nią. Leżała na trawie, majowe słońce muskało ją po twarzy. Ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę z kolorowym wiankiem na głowie starannie splecionym z polnych kwiatów. Po cichu podeszłam i usiadłam obok. Siedziałam i patrzyłam. Przypominała mi Anię z Zielonego Wzgórza, małą dziewczynkę, która podebrała puder mamie, by ukryć piegi. Wyglądała naprawdę uroczo. W pewnym momencie przeciągnęła się i usiadła, nie otwierając oczu. Po chwili jakieś źdźbło trawy zaczęło ją delikatnie łaskotać. Głośno się roześmiała i otworzyła oczy. Szybko jej śmiech jednak umilkł… Spojrzała na mnie pytająco… Uśmiechnęłam się, pomimo tysiąca myśli w głowie. Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować, co powiedzieć… Wtedy Magda mnie wyręczyła. Uśmiechnęła się i w tej chwili poczułam to samo co 21 listopada. Siedziałam na łące ze swoją idolką, mając na głowie wianek zrobiony przez nią, rozmawiając jak ze starszą siostrą, mówiąc to co myślę, co czuję…
Nie zauważyłyśmy jak szybko mija czas i w końcu zaszło słońce. W pewnej chwili mały chłopiec podbiegł do Magdy, krzycząc; „Mamo! Mamo!“, ona podniosła się i złapała go w biegu. Odgarnęła mu złote kosmyki z twarzy i usiadła wciąż przytulając do siebie. Maluch wyrwał się z objęć mamy i zaczął tańczyć i skakać po łące. Na twarzy Magdy pojawił się szeroki uśmiech.
Patrzyłam na moją idolkę i jej synka jak na kochającą się rodzinę. W tamtej chwili zapomniałam o wszystkim. Wypadł mi z głowy obraz Magdy Walach, którą znałam z ekranu, która grając nie była sobą. Przede mną stała prawdziwa, nie miała scenariusza, nie grała. Po prostu… była…
Komentarze ( )