Noc była ciemna, lecz przyzwyczajone oczy pragnące dostrzec ofiarę doskonale wszystko widziały. Osobnik, do którego owe oczy należały, nazywał się Waledor. W cieniu widać było tylko wcześniej wspomniane oczy, gdyż tylko one rozbłyskiwały jasnym, szmaragdowym światłem. Ofiara została zlokalizowana. Był to starzec z długą, siwą brodą w szaro-czarnej szacie szamana z kapturem, który zasłaniał mu oczy. Na widocznej części twarzy można było zobaczyć jego antarskie pochodzenie. Waledor wyszedł z cienia. Wokół jego ręki pojawił się mroczny dym, z którego wyłoniło się ostrze cienia. Waledor już chciał zakończyć żywot starca, gdy ten przemówił.
– Wstrzymaj swe ostrze, Waledorze.
– Jaka jest twoja ostatnia wola, szamanie i skąd znasz moje imię?
– Wiem o tobie wszystko. Znam twoją przeszłość i przyszłość.
Wtedy starzec odepchnął ostrze od gardła i chwycił Waledora za głowę, wchodząc tym samym w jego umysł.
– Urodziłeś się na wyspie Arrisa, boga mroku i pustki. Lecz pewnego dnia na wyspę przypłynął statek, a na pokładzie był ładunek. Zakazany ładunek twoich wrogów, kula światła. Wyspa uległa zniszczeniu, tylko dwoje mieszkańców przeżyło na łodzi. Byli to Varenus, najlepszy ze szpiegów, i twoja matka z tobą w ciąży. Dopłynęli do stałego lądu, opłakując stracony dom. Osiedlili się w opuszczonej stodole. Kolejnego dnia dla Twojej matki nadszedł czas rozwiązania. Niestety, nie przeżyła porodu, a Varenus się tobą zaopiekował. Lecz nie znał się na dzieciach, dlatego oddał cię do sierocińca. Ale nie opuścił cię. Obserwował, aż do własnej śmierci. Chronił cię przed tymi, którzy zniszczyli twój dom. Opiekunki w sierocińcu nie wiedzały, skąd pochodzisz, ale czuły, że coś jest z tobą nie tak. Ponieważ twoje oczy rozbłyskiwały światłem… O twoim ojcu wiem niewiele, tylko tyle, że twój wyjątkowy dar zabójcy pochodzi właśnie od niego.
– Ale ja nie rozumiem…
– Z czasem zrozumiesz. Teraz się skup, bo mamy mało czasu. Jesteś wybrańcem cienia.
Wtedy obraz zaczął się rozmazywać i wrócili do rzeczywistości. Gdy Waledor otworzył oczy, zobaczył starca leżącego na ulicy w kałuży krwi i z otwartą buzią. Ostrze ciena leżało zakrwiawione obok swej ofiary. Waledor podniósł je i pomyślał ,,…więc to ostrze należało do mego ojca”. Wtedy ponownie pojawił się mroczny dym, który wchłonął ostrze, po czym mężczyzna obrócił się, zrobił parę kroków i spod jego stóp zaczął się unosić mroczny dym. Gdy uniósł się na tyle, że pochłonął go całego, opadł, lecz wtedy Waledora już tam nie było… CDN…