Dnia 20 Czerwca o 17:00 razem z Maksem Małeckim i Antkiem Figoniem wybraliśmy się na wycieczkę rowerową, dołączyły do nas Oliwka oraz Marysia. Jeździliśmy już około jednej godziny, kiedy spojrzeliśmy na niebo, które było aż czarne od burzowych chmur nasuniętych na nie. Pomyśleliśmy, że to raczej mały przelotny deszcz i schroniliśmy się w pobliskiej altanie stojącej na placu zabaw.
Około godziny 19:00 Marysia pojechała do domu, a wraz z nią Oliwia.
Wtedy zostaliśmy sami. Na początku bawiliśmy się w łapanie wody ociekającej z dachu w wiaderka znalezione w piaskownicy. Następnie z minuty na minutę padało coraz mocniej. 3 litry wody kapiącej z dachu naleciały w niecałe 30 minut do dwóch wiaderek!
Pioruny strzelały jeden po drugim. Nie wiedzieliśmy, co robić. Nie mogliśmy się już niczym pocieszyć. Potem piorun uderzył w ulicę 100 metrów od naszego schronienia. W głębi duszy czuliśmy, że to już koniec.
Aż nagle, zupełnie nieoczekiwanie zaczęło się rozjaśniać i pojawiła się tęcza. Byliśmy uratowani! Cieszyliśmy się jak poranne promyki słońca wyłaniające się wczesnym rankiem. Nie umieliśmy opisać jak bardzo byliśmy szczęśliwi!
Myślę, że przez to nietypowe wydarzenie jeszcze bardziej się poznaliśmy.