Czas to najważniejsza i bezcenna wartość, to ludożerca, którego boimy się panicznie. Nie jesteśmy w stanie go kupić, zamienić, cofnąć. Nasze życie toczy się tu i teraz, a każda sekunda jest kolejnym krokiem przybliżającym nas do mety, do wiecznej nicości.
Moje najlepsze 30 minut z życia nie spędzę na Bahamach, na koncercie gwiazdy, czy na castingu marzeń. Swoje życie z reguły człowiek poświęca samemu sobie, nieliczne jednostki są Samarytanami, nieliczne jednostki potrafią podzielić się kromką chleba, swoim czasem, czy też zainteresować się losem drugiego człowieka. Tak, z natury jesteśmy egoistami.
Moje 30 minut oddaję Ani – dziewczynce z hospicjum. Pozostało jej na tym świecie bardzo mało czasu, wszyscy wiedzą, że to już tylko godziny… Ma ona jedno marzenie – zobaczyć swoją malutką siostrę po raz ostatni, przytulić mała twarzyczkę, posłuchać słodkiego szczebiotu. Oddaję Ani mój czas na Ziemi… a ona nieświadomie daje mi coś bezcennego – swój uśmiech, radość, ukryty ból, miłość, otwiera przede mną swoje serce. Jej oczy, jej spojrzenie, jej szczęście… Ludzie zdrowi, mający przed sobą całe życie, nie są świadomi, jakie jest ono delikatne, kruche, że sekundy mogą odmienić ich los.
Poznałam Anię podczas wizyty w tym przerażającym i pełnym cierpienia miejscu. Cierpi ona na bardzo ciężką chorobę – białaczkę, zdiagnozowaną w ostatnim stadium, kiedy już nie było szansy, kiedy już nie miała na nic siły. Ania była w szpitalu dwa tygodnie, została poddana chemioterapii, wypadły jej wszystkie włosy, nie mogła wstać. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego, dzieci, które mają jeszcze całe życie przed sobą…dlaczego je to spotyka?! Ania skończyła w styczniu 12 lat, marzyła o młodszym rodzeństwie, chciała mieć siostrzyczkę, z którą wychodziłaby na spacery, opiekowałaby się. Udało się! A gdy się urodziła… nie mogła już jej zobaczyć… Było za późno, rodzice dużo jej opowiadali, pokazywali zdjęcia…Gdy z nią rozmawiałam, Ania płakała, wiedziała, że umiera, wiedziała, że jej nigdy nie zobaczy na żywo, wiedziała, że to są jej ostatnie dni, że to już koniec. Teraz ja też płaczę, jak małe dziecko…
Potem…nie wiem, jak to się dzieje, decyzję podejmuję spontanicznie, oddaję jej cząstkę mojego czasu…Moje życie staje w miejscu, jakbym wcisnęła przycisk PAUSA, widzę każdy ruch Ani, każdy gest, każdy krok. Ania odzyskuje siły, wie, że ma tylko 30 minut, biegnie pędem do domu potykając się. Nareszcie jest na miejscu, po jej delikatnych, niczym z jedwabiu policzkach płyną łzy, łzy wzruszenia. Brak jej słów. Jeżeli marzenia są szczere, to fakty nie mają najmniejszego znaczenia. Podnosi rękę, chce nacisnąć na klamkę, ale drzwi już zostały otwarte przez jej mamę, wpadają sobie w objęcia, płaczą, bo wiedzą, że to ostatnie przytulenie, ostatnie chwile. Ania podchodzi do łóżeczka małej na palcach, żeby jej nie obudzić. Widzi młodszą kopię siebie, mały, delikatny nosek, ciemne, krótkie i gęste włoski, wąskie usteczka, jest śliczna. Wyciąga rękę, delikatnie ją głaszcze, czuje tę niewidzialną nić, most, który łączy dwa brzegi — miłość.
Ania staje się coraz bardziej zmęczona, w ostatniej chwili mówi do ukochanej siostry:,,Moje ramię będzie zawsze przy Tobie, jeśli kiedykolwiek zechcesz płakać. Wszystko będzie dobrze, bo zawsze będę cię kochać.’’ a następnie opada z sił…