Wczoraj uczestniczyłam w wystawie pt. “Modlitwa do bytu” rysunki z lat 2011-2014 autorstwa Koji Kamoji’ego w Galerii Foksal. Piękna prostota przesłania, mnóstwo wzorów geometrycznych, a przede wszystkim trójkątów – widocznych niemal w każdej pracy.
Koji Kamoji jest artystą urodzonym w 1935 roku w Tokio. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie i od wielu lat mieszka w Polsce oraz współpracuje z Galerią Foksal. Kamoji reprezentował polską sztukę współczesną za granicą m.in. w Japonii.
Kocham sztukę – to jeden z powodów, który kierował mną aby zobaczyć tę wystawę. Nie zawiodłam się. Zobaczyłam inspirację, czyli to, czego poszukuję w pracach artystów. Widziałam wzory namalowane tuszem na zwykłej kartce papieru. Uboga kolorystyka, ograniczona do czerni, bieli, szarości, gdzieniegdzie pojawiło się delikatne muśnięcie beżu.
Autor nie dał odbiorcom wyraźnego przesłania jego prac. Oczekuje on od jednostki jedynie zrozumienia, analizy intelektualnej jego twórczości. Kamoji pozostawia nam wolną interpretację – każdy może zrozumieć jego sztukę inaczej. W jego dziełach widzę wielowątkowość, może ona być interpretowana w zależności od przeżyć, czy aktualnych emocji odbiorcy.
Niektórzy mogliby zobaczyć więzienie, bramę, fontannę, inni samotną drogę podróżnika (obraz z odciśniętą pojedynczą stopą), a jeszcze inni plan budowy architektonicznej, fragment bloku mieszkalnego, itd.
Jego prostota i niebanalność przesłania ma w sobie głębszy sens. Na niektórych pracach widoczne były drobne, malutkie, beżowe kamyki. Zostały niezwykle subtelnie wpasowane w prace, a jednocześnie urozmaicały obraz, Wszystkie prace współgrały ze sobą. Stanowiły jeden organizm, jedną duszę, były po prostu od początku do końca jednością. Prawdopodobnie większość prac artysty inspirowana jest “myślą Wschodu”, czyli jego ojczystymi stronami.
Wszechobecna geometria wywołała we mnie chaos. Same wzory geometryczne powodowały nieład, były różnorodne, choć występowały kanonicznie. Na pierwszy “rzut oka” – ład i porządek. Przy moich głębszych refleksjach coraz więcej chaosu. Widziałam tam drogę życia (być może był to jakiś oderwany fragment życia), bywa ono pełne radości, miłości, a czasem niestety cierpienia i smutku. Rysunki, na których widoczne były kreski mógł oznaczać linię przebytych dróg, a może tego, co sami zbudowaliśmy?
Myślę, że na tej emocjonującej wystawie zobaczą Państwo ścieżkę Koji Kamoji’ego na przełomie lat 2011-1014.
Sztuka warta uwagi!
polecam.
Komentarze ( )