Kilka dni temu miałam okazję wraz z nauczycielami i uczniami Zespołu Szkół Ekonomiczno – Usługowych im. Fryderyka Chopina w Żychlinie obejrzeć film „Miasto 44” w reżyserii Jana Komasy. Swoimi refleksjami dzielę się dopiero teraz, ponieważ chcę dokonać oceny rzetelnie i bez emocji. Film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Podziwiałam: grę aktorską, fabułę, efekty specjalne oraz sposób przedstawienia dramatycznych wydarzeń.
Film powstawał przez 8 lat. Ten fakt, potwierdza tezę o nakładzie pracy i perfekcji reżysera. Z relacji Jana Komasy wynika, że czas wykorzystał na stworzenie scenariusza, dobór obsady aktorskiej spełniającej jego oczekiwania, nawiązanie kontaktów z różnymi specjalistami, m.in. pirotechnikami i dźwiękowcami. Z dużym zaangażowaniem przeprowadzał wywiady z uczestnikami Powstania Warszawskiego, aby uczynić autentycznym swoje dzieło, niełatwo było również pozyskać fundusze na realizację filmu (ogromne koszty). To są jednak tylko suche fakty. Ja natomiast, postaram się przedstawić moją ocenę filmu. „Miasto 44” to film kontrowersyjny. Ile osób, tyle opinii. Moim zdaniem to oznacza tylko, że :
1.Film jest dobry, skoro budzi tyle gorących dyskusji i emocji
2.Należy go obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie.
Przede wszystkim film mnie zaskoczył. Byłam bardzo zadowolona z faktu, że mogę zobaczyć młodych, nieznanych aktorów, pełnych pasji, wrażliwości, a przede wszystkim talentu. Był to ich debiut na dużym ekranie, w którym pokazali się z jak najlepszej strony. Moje uznanie zdobyła Zofia Wichłacz (filmowa Biedronka), za niezwykłą umiejętność przedstawiania emocji, lekkość i naturalność. Zdaję sobie sprawę, ile czasu aktorzy musieli poświęcić na przygotowanie się do roli, próby i same nagrania. Chapeau bas!
Idąc do kina bałam się, że leitmotivem dzieła będą wątki polityczne, które mogłoby opóźnić tempo i akcję, a przy okazji zanudzić widownię. Na szczęście pomyliłam się i to bardzo. Uczucia! – to było najważniejsze, motyw przewodni. Oglądając film, nie można było powstrzymać łez. Historia została przedstawiona w sposób dramatyczny. Realistycznie ukazano scenę, w której Stefan – główny bohater – widzi moment rozstrzelania swojej matki i młodszego brata. Film dał do zrozumienia, że śmierć towarzyszyła powstańcom na każdym kroku. W brutalny, okrutny sposób ginęli znajomi, przyjaciele, ukochani, rodziny…, a wraz z nimi cały dotychczasowy świat chłopców i dziewcząt, często nie mających skończonych nawet osiemnastu lat. Żyli z dnia na dzień, karmili się nadzieją, że kiedyś skończy się to piekło. Chcieli normalnie, dorastać, przeżywać pierwszą miłość, bawić się, tymczasem wojna zniszczyła te piękne plany.
„ Film był kiczowaty, dubstep? – przesada, a poza tym nikt nie myślał, żeby w takich momentach hurtowo brać śluby” – to jedna z krytycznych opinii, jaką miałam okazję przeczytać na forum internetowym. Tak, jednym z elementów ścieżki dźwiękowej był dubstep – gatunek elektronicznej, tanecznej (klubowej) muzyki .Jednak jej wybór to nie dzieło przypadku. Przecież film, miał przede wszystkim dotrzeć do młodzieży. Reżyser dobrze zna i rozumie jej potrzeby. Jak dotąd nikt nie odważył się w tak nowoczesnej konwencji przedstawić trudnego tematu, jakim jest wojna, a w szczególności Powstanie Warszawskie. Jan Komasa, młody reżyser wiedział, że jest to nieodzowne, świat się zmienia, młodzież chłonie nowości.
Niezwykłym zabiegiem było posłużenie się przez reżysera piosenką „ Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena. Komasa chciał w ten sposób połączyć pokolenia. Czesław Niemen to ikona polskiej muzyki i każdy zna ten cudowny utwór. Bardzo dobrze odnalazł się w filmie.
Zaskoczyła mnie opinia widza zniesmaczonego, że reżyser pokazał „śluby brane hurtowo”. Nie zgadzam się z nią. Nigdy nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji. Ludzie pragnęli tylko miłości, chcieli mieć chociaż namiastkę szczęścia i bliską osobę, która będzie mogła ścisnąć bladą, chłodną dłoń i powiedzieć ostatnie miłe słowo tuż przed śmiercią. Szeroko dyskutowanym tematem okazały się także sceny erotyczne. Odbiegały od standardu. Tutaj również kamera była bezwzględna. Komasa przedstawił erotyzm, w sposób piękny i delikatny.
Bardzo ważnym elementem w filmie „Miasto 44 są efekty specjalne. Tak naprawdę to pierwszy polski film o tematyce wojennej, w którym w pełni wykorzystano rozwój technologii. Z przerażeniem oglądałam sceny wybuchów bomb, podpaleń, zniszczeń, jakie siały czołgi. Warszawa została zrównana z ziemią. Uzyskanie takiego efektu musiało kosztować wiele wysiłku. Każda cegła miała swoje miejsce i żaden element nie był przypadkowy, ale tylko dzięki skrupulatności można było uzyskać tak niezwykłe sceny.
Film, jak wspominałam, odbiegał znacznie od swych starszych „krewnych”. Główne postacie nie zostały przedstawione jako bohaterowie, dzielni, silni, dziarsko trzymający karabin w ręku. Nie, oni zostali zniszczeni przez wojnę nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wątpili w sens walki, ogarniała ich rozpacz, nie widzieli szansy poprawy sytuacji. Naturalistyczne szczegóły, które trudno jest znieść, rozerwane ciała, krew, rany, bród, pył, nieludzkie warunki w szpitalach, to tylko namiastka tego, co widzieli, i czego doświadczyli uczestnicy Powstania Warszawskiego.
Mogłabym jeszcze długo pisać o „Mieście 44”, ale żadna, nawet najlepsza recenzja nie zastąpi obejrzenia go. Na pewno warto udać się do kina i przeżyć te niesamowite wrażenia. Ja i moi znajomi bardzo się cieszymy, że udało się zrealizować tak wspaniały film.
Drodzy czytelnicy, zapraszam do odwiedzenia sal kinowych. Poczujcie emocje! Ulegnijcie wzruszeniom. Spróbujcie utożsamić się z Waszymi rówieśnikami sprzed lat.
Komentarze ( )