W sezonie 1956/57 drużyna Manchesteru United stworzona przez Mata Busby’ego z młodych zawodników zrobiła furorę zdobywając mistrzostwo Anglii. Los jednak chciał, że już rok później, dokładnie 6 lutego 1958 roku wspaniała ekipa popadła w rozsypkę.
Stało się tak za sprawą katastrofy lotniczej z Monachium, w której zginęło 23 z 46 będących na pokładzie zawodników, członków sztabu szkoleniowego oraz dziennikarzy i sympatyków zespołu. Samolot z drużyną wracającą po zwycięskim meczu z Crveną Zwezdą, który zapewnił awans do półfinału elitarnych rozgrywek, przed powrotem do domu musiał zaliczyć międzylądowanie w stolicy Bawarii. Maszyna nigdy jednak do Anglii nie doleciała…
Zawodnicy byli w wyśmienitych humorach po zwycięstwo nad zespołem z Belgradu, grali w karty, rozmawiali, nikt z nich nie spodziewał się tego, co miało ich czekać. Procedurę startu przerywano dwa razy, ze względu na zbyt wysokie ciśnienie paliwa. Trzecia próba startu okazała się być ostatnią. Maszyna nie zdołała oderwać się od płyty lotniska, przebiła się przez ogrodzenie, przecięła drogę po czym uderzyła w dom. Samolot rozbił się na kilka części. Skrzydło oraz korpus, które uderzyły w dom spowodowały jego pożar, kokpit oderzył w drzewo, kadłub w drewniany garaż, w którym stała wypełniona paliwem ciężarówka, po zderzeniu z nią nastąpił wybuch. Jeden z piłkarzy będących na pokładzie, Bill Foulkes, tak mówił o tym co zobaczył po odzyskaniu przytomności chwilę po katastrofie:
“Tył samolotu po prostu zniknął. Wydostałem się z wraka tak szybko jak tylko mogłem i po prostu zacząłem biec, biec, biec… Potem odwróciłem się i zdałem sobie sprawę z tego, ze samolot nie wybuchnie. Wróciłem. Z daleko widziałem płonący ogon samolotu i kiedy pobiegłem w jego kierunku zobaczyłem ciała. Roger Byrne był wciąż przypięty do siedzenia, Bobby Charlton leżał nie ruszając się na innym siedzeniu, był tam tez Dennis Viollet[…]”
Foulkes oraz Harry Gregg, który zjawił się chwilę później, pomagali swoim rannym kolegom, Bobby Charlton opierając się o nich szedł do minibusa , gdzie udzielono mu pomocy. Zawodnicy widzieli, jak do karetki na noszach odniesiony został ich ciężko ranny trener- Matt Busby. Zabrano ich do szpitala Rechts de Isar w Monachium. Tam, następnego dnia, uświadomili sobie, co tak naprawdę się wydarzyło:
“Odwiedziliśmy Matta w namiocie tlenowym. Duncan Edwards wydawał się być w ciężko poranionym. Bobby Charlton miał zabandażowaną głowę. Jackie Blanchflower miał paskudnie rozcięte ramie, które poprzedniego wieczora zostało podwiązane w burzy śnieżnej przez Harry’ego Gregga. Albert Scanlon leżał z zamkniętymi oczami i pękniętą czaszka. Dennis Violet miał rozcięta głowę i poraniona twarz. Twarz Raya Wooda była pocięta i miał wstrząśnienie mózgu. Ken Morgans i Johnny Berry leżeli spokojnie w łóżkach. Rozmawiałem z pielęgniarka, która powiedziała mi, ze Duncan miał większe szanse na pełne odzyskanie zdrowia niż Johnny…”
“Na kolejnym łóżku znaleźliśmy Franka Taylora – był tutaj jedynym dziennikarzem i zapytał czy mamy ochotę na piwo. Tak jak my, nie zdawał sobie sprawy z pełnych następstw wypadku z poprzedniego dnia. Opuszczaliśmy już szpital kiedy zapytałem pielęgniarkę gdzie możemy odwiedzić innych chłopaków. Wydawała się skonsternowana wiec zapytałem jeszcze raz: ‘Gdzie są inni ocaleni?’…”
“Inni? Nie ma innych, wszyscy są tutaj.’ Dopiero wtedy dotarła do nas przerażająca prawda. Nie było już Dzieciaków Bussby’ego.”
W wyniku wypadku życię stracili: Roger Byrne, Geoff Bent, Eddie Colman, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor, Billy Whelan, Walter Crickmer-sekretarz klubu, Bert Whalley – główny trener,Tom Curry – trener, Alf Clarke, Don Davies, George Follows, Tom Jackson, Archie Ledbrooke, Henry Rose, Eric Thompson, Frank Swift (dziennikarze), Kapitan Kenneth Rayment – pilot, Bela Miklos-agent biura turystycznego, Willie Satinoff – kibic, Tom Cable- pasażer. Duncan Edwards, uważany za jeden z największych ówczesnych talentów w futbolu, przegrał swój najważniejszy mecz 15 dni później w szpitalu. Katastrofę przeżyli: Matt Busby (Manager), Johnny Berry, Jackie Blanchflower, Bobby Charlton, Bill Foulkes, Harry Gregg, Ken Morgans, Albert Scanlon, Dennis Viollet, Ray Wood (piłkarze), Frank Taylor (dziennikarz), Peter Howard, Ted Ellyard (fotografowie), Mrs Vera Lukic i córeczka uratowani przez Harry’ego Gregga (pasażerowie), Mrs Miklos (żona agenta biura turystycznego, które zorganizowało lot), Mr N Tomasevic (pasażer), James Thain (kapitan-pilot). Przeżyły również dwie stewardessy – Rosemary Cheverton i Margaret Bellis. Dwóch piłkarzy nie wróciło już do gry w piłkę, byli to Johny Berry i Jackie Blanchflower.
Po katastrofie.
W weekend Czerwone Diabły miały zagrać mecz z liderem tabeli, drużyną Wolverhampton. Wydawało się, że będąca w formie drużyna zdoła odrobić część czteropunktowej straty do liderującego zespołu. Wszyscy sądzili że “Dzieciaki Busby’ego” będą w stanie dołączyć do Huddesfield Town oraz Arsenalu, które przed wojną zdobywały tytuł mistrzowski trzy razy z rzędu. Wtedy jednak całą piłkarską Anglię obiegła ponura wiadomość o wypadku.
Jimmy Murphy, przyjaciel Matta Busby’ego z czasów wojny oraz jego obecny asystent, był managerem drużyny narodowej Walii. Mecz kwalifikacji Mistrzostw Świata odbywał się tego samego dnia co spotkanie United w Jugosławii, chciał on lecieć ze swoim przyjacielem, jednak Busby namówił go do pozostania z drużyną narodową. Murphy po powrocie z meczu kadry na Old Trafford od sekretarki dowiedział się o zdarzeniach z Monachium:
“Powiedziała mi jeszcze raz, ale to wciąż do mnie nie docierało. Mówiła, ze wiele osób zginęło, nie wiedziała ilu, ale kilku graczy straciło życie. Nie mogłem w to uwierzyć. Słowa wirowały w mojej głowie. Alma odeszła a ja poszedłem do mojego biura. Zacząłem płakać.”
Następnego dnia Jimmy Murphy dotarł do Monachium, to co zobaczył na miejscu przeraziło go jak nic wcześniej:
“Matt był pod namiotem tlenowym i powiedział do mnie `Niech flaga wciąż powiewa’. Duncan rozpoznał mnie i rozmawiał ze mną. To były straszne, straszne chwile.”
Kilka dni później, kiedy ciała zostały przewiezione do Manchesteru i wydane rodzinom, miasto pogrążyło się w żałobie. Rodziny zmarłych prosiły, by pogrzeby ich bliskich pozostały prywatne. Przed salę gimnastyczną, gdzie złożone były ciała tłumnie przybywali kibice, by uczcić pamięć swoich idoli. Kroniki filmowe donosiły o katastrofie, wszystkie meczy rozpoczynane były minutą ciszy sygnalizowaną przez gwizdek sędziego. Inne kluby oferowały pomoc, pierwszymi z nich były FC Liverpool (odwieczny rywal Diabłów) oraz Nottingham Forrest. Angielska Federacja piłkarska natomiast odwołała zasadę mówiącą o tym że gracz mógł w Pucharze Anglii bronić barw tylko tej drużyny w której rozegrał już mecz w tych rozgrywkach.
Powrót do gry.
Trzynaście dni po katastrofie Czerwone Diabły podejmowały w ramach krajowego pucharu drużynę Sheffield Wednesday. Pomimo iż był to zimny lutowy dzień kibice przybyli na stadion w liczbie 60 tysięcy, otwarcie płakali, ich biało-czerwone szaliki owinięte były czarnymi wstęgami, po tym meczu właśnie czarny, biały i czerwony stały się oficjalnymi barwami klubu. Skład meczowy składał się z piłkarzy na prędce pozyskanych z innych klubów, zawodników zespołu juniorskiego, wystąpiło także dwóch ocalałych z katastrofy, Harry Gregg w bramce oraz na prawej obronie Bill Foulkes. Częśc z nich wystąpiła na nie swoich pozycjach. Gospodarze mimo tego nie dali szans rywalom, grali dla swoich przyjaciół poległych w katastrofie, zwyciężyli 3-0 i awansowali do ćwierćfinału. Kibice wracali do domów pełni wrażeń z meczu oraz nieskrywaną rozpaczą w sercach, wiedzieli że “Dzieciaki Busbyego” już nie wrócą.
Pomimo tych wszystkich przeciwności losu, pomimo pogłosek o tym jakoby klub miał zostać rozwiązany on jednak przetrwał. Piłkarze ten sam feralny sezon zakończyli na 9 miejscu w tabeli, dotarli także do finału FA Cup gdzie ulegli Boltonowi 0-2. Dziś United jest jednym z największych futbolowych marek na świecie, rekordzistą pod względem wielu statystyk w swoim kraju. Klubem z wiernymi kibicami którzy pozostają przy nim na dobre i na złe. Klubem, który pomimo tak wielkiej roli pieniądza w dzisiejszym świecie nie sprzedał, jak choćby rywale “zza miedzy” Manchester City, nazwy swojego stadionu w zamian za tzw. “petrodolary” majętnych osobowości z Bliskiego Wschodu. Klubem z tradycjami i piękną historią przeplataną upadkami jak katastrofa Monachijska, spadek z ligi w 1973 roku, zakończenie na marnym ,w porównaniu do kilku poprzednich sezonów kiedy plasował się przez kilka lat w czołowej trójce Premier League, 7 miejscu ligowej batalii w sezonie 2013/14 i braku europejskich pucharów , lecz także wspaniałymi sukcesami jakie osiągnął pod wodzą Matta Busby’ego, czy podczas trwania zakończonej po sezonie 2012/13, 26 letniej kadencji genialnego szkockiego menagera Sir Alexa Fergusona. Właśnie dlatego jestem kibicem Manchesteru United, drużyny która niczym feniks powstała z popiołów.
Komentarze ( )