Wszyscy z pewnością słyszeliśmy w ostatnich miesiącach o rewolucji na Ukrainie.O Majdanie zrobiło się głośno jesienią zeszłego roku, kiedy Ukraińcy zaczęli tam manifestować swój sprzeciw wobec postawy byłego prezydenta Janukowycza, jak również, po raz kolejny, niezadowolenie zakresem zmian na lepsze po uzyskaniu niepodległości (wszyscy pamiętamy o pomarańczowej rewolucji w 2004 roku).
Zaczęło się od umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, której, wbrew swoim wcześniejszym zapewnieniom, Janukowycz nie podpisał. Przyczyną najprawdopodobniej były naciski ze strony władz Rosji, którym nie w smak jest zbliżenie Ukrainy do UE. Wywołało to gwałtowną reakcję społeczeństwa, mianowicie manifestacje na kijowskim Majdanie. Protesty przeradzały się w zamieszki, stanęły barykady, a ludzie już nic nie manifestowali. Pozostanie na Majdanie stało się kwestią gardłową, w niektórych przypadkach wręcz życia i śmierci, miało pokazać, że Ukraińcy chcą zmian, nawet za wysoką cenę.
Dwadzieścia pięć lat temu Polska i Ukraina były na tym samym poziomie rozwoju gospodarki, medycyny czy polityki. W Polsce po ’89 roku zaszły gwałtowne zmiany, nastąpiła prywatyzacja, gospodarka wolnorynkowa została natychmiast zaadaptowana.Na Ukrainie natomiast sytuacja wygląda niemal tak samo jak wtedy. Niepodległość oszołomiła Ukraińców i dała możliwość powstania klanów oligarchów na wzór rosyjski, przejmujących całe sektory gospodarki za bezcen i bez dopuszczenia obcego kapitału. Ta sytuacja do dziś hamuje rozwój Ukrainy.
W wyniku międzynarodowych nacisków, mediacji, jak również utraty panowania nad sytuacją i zwykłego strachu eks-prezydent zareagował zgodą na przeprowadzenie wcześniejszych wyborów i natychmiast zbiegł z terytorium kraju. Do dziś miejsce jego pobytu jest nieznane. Rada Najwyższa Ukrainy odwołała go ze stanowiska i rozpisała wybory prezydenckie na 25 maja. Równolegle zakończyły się Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Nieoficjalnie mówi się, że był to dla Putina (prezydenta Rosji) termin rozpoczęcia ingerencji w rewolucję.
Niedługo potem na Majdanie w przeciągu kilkunastu dni zginęło kilkadziesiąt osób, a pod wschodnią granicą Ukrainy ujawniły się oddziały rosyjskiego wojska. Wtedy Putin, w jakże dogodnej sytuacji, zgłosił roszczenia do Krymu, części terytorium Ukrainy, i od razu zaproponował referendum. Wynik nie był zaskoczeniem.
Na wschodzie Ukrainy część ludności jest pochodzenia rosyjskiego i do dziś wybuchają tam rozruchy, choć nie jest o nich głośno. Wybory prezydenckie wygrał Petro Poroszenko, który deklaruje chęć podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską niedługo po zaprzysiężeniu.
Kinga Jurkiewicz
Komentarze ( )