Nawet niezorientowani w końskim środowisku znają takie konie jak Pegaz, Bucefał Aleksandra Macedońskiego, czy Rosynant don Kichota. My Polacy też mamy wiele znanych i sławnych koni, a jednym z nich jest klacz, maści kasztanowej – Kasztanka. Jak to było z tą Kasztanką? Zobaczcie sami!
Kasztanka jest dość przykurzonym, lecz stale żywym końskim symbolem. Ciekawym faktem jest to, że nigdy nie startowała w żadnych konkursach ani nie zdobyła żadnej nagrody. Jednak jako koń człowieka-legendy przeszła do historii, śpiewano o niej w piosenkach żołnierskich i pisano w poezji.
Kasztanka nie odznaczała żadnymi specjalnymi walorami użytkowymi, ale też nie wymagano od niej żadnych wybitnych cech. Po prostu była ulubienicą Piłsudskiego, a jej zadaniem było wożenie go na grzbiecie podczas przemarszów l Brygady. Nie miała wybitnego ruchu, nawet jej stęp był niezbyt wydatny. Za to była wierną towarzyszką Marszałka w bitwach legionowych o niepodległość Polski podczas I Wojny Swiatowej. Dla porządku dodajmy, że Piłsudski jako jeszcze brygadier w Legionach miał jeszcze drugiego konia do dyspozycji – skarogniadą klacz masywniejszej budowy o imieniu “Minka” (robiła ponoć pyskiem niezwykłe grymasy). Jednak Minka była mu w sumie obojętna, natomiast Kasztankę uwielbiał. Ponoć Kasztanka “Była koniem trudnym, bo nerwowym i strachliwym i być może dlatego w warunkach frontowych, a szczególnie podczas ostrzału artyleryjskiego, przerażona, kleiła się dosłownie do swego jeźdźca, w jego obecności szukając ratunku przed zagrożeniem. Z czasem, doprowadziło to do zachowania Kasztanki bardziej przypominającego zachowanie wiernego psa, niźli konia. Rozczulało to Piłsudskiego i powodowało, że polubił Kasztankę bez mała, jak członka własnej rodziny. Nie miało wtedy znaczenia, że Kasztanka nie była specjalnie uzdolniona ruchowo. Była wierna i nadawała się do przemarszów, a to Piłsudskiemu wystarczało.”
Kasztanka była koniem bardzo nerwowym, przez co nie pasowała za bardzo do wizerunku konia wojskowego. Nie znosiła m.in. huku ognia artyleryjskiego. Sam marszałek tak wspominał jej nerwowy charakter(ek): “Tym razem wchodziłem do miasta [Nowego Sącza] bez poprzedniego ostrzeliwania. Wchodziłem spokojnie, jak za czasów pokoju. Przyjemne to było wejście do miasta – miałem tylko dużo kłopotu ze swoją kasztanką. Wysłałem do Nowego Sącza naprzód swoich ułanów, sam zaś maszerowałem z piechotą. Belina doniósł mi, że w mieście przygotowują specjalną owację na cześć moją i mego oddziału. Podjeżdżałem do miasta już wieczorem. Kasztanka już na most na Dunajcu, podziurawiony przez wybuchy, kręciła głową, uważając, że jest zanadto niebezpieczny dla jej szanownego istnienia. Za mostem – wjazd do ciemnej ulicy z nieprzyjemnie brzmiącym pod podkowami brukiem powiększył jej przykrości. Z trwogą nastawiła już uszy. Lecz wreszcie rynek. Jasno oświetlony, czarny od tłumu. Gdym się na nim na kasztance ukazał, rozległ się krzyk całego tłumu i padły pociski z kwiatów. Tego już było stanowczo za wiele dla mojej wiejskiej klaczy, zwinęła się pode mną i chciała uciekać od owacji. Nie mało mnie kosztowało, by ją poprostu wepchnąć na rynek. Szła przez szpaler ludzki ostrożnie, nieledwie zatrzymując się co parę chwil. Czułem pod sobą, jak nieszczęśliwe stworzenie szukało ucieczki. Musiałem kasztankę ciągle pchać naprzód, tak, iż po wyjeździe z rynku poznałem i ja, że owacja coś kosztuje. Czułem doskonale, że mam nogi, tak miałem je zmęczone.” Piłsudski sam zresztą nie był urodzonym jeźdźcem, a Kasztanki dosiadał stosunkowo rzadko.
Komentarze ( )