image.jpg

W jednej chwili wszystko zamarło.
Otoczyła mnie cisza.
Zapanował bezruch.
Nic nie czułam. Ignorowałam nawet oślepiający blask świateł, a wielki kształt, coraz wyraźniej zarysowujący się naprzeciwko mnie, nie robił na mnie wrażenia. Nawet nie próbowałam usunąć się mu z drogi.
Bo…
Po co?
To nieuniknione.
Ten cios. Jest nieunikniony.
Nie mam wpływu na to, co się stanie.
Czy będzie bolało? Czy krzyknę?
Pewnie nie zdążę wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. A nawet jeśli…
Dźwięk silnika mnie zagłuszy, a szok stłumi ból.
To nieuniknione. Ten pęd. Nie ma ratunku.
Nagle poczułam uderzenie. Wewnątrz mojego umysłu.
Plac zabaw. Huśtawka. Ja i mój młodszy brat. Krzyki…
Czy to ja? Czy już umieram?
Nie… To dalej tylko moje wspomnienie.
Mój braciszek wydaje głośne okrzyki entuzjazmu, a ja dalej go huśtam…
Klocki. Pełno klocków, we wszystkich kolorach. Układam je, z moją przyjaciółką. Właśnie wróciłyśmy z przedszkola.
Mama woła nas na obiad.
Czy to echo przeszłości?
Mój umysł znęca się nade mną, pokazując mi te wszystkie przyjemne wspomnienia.
Dlaczego?
Dlaczego muszę to wszystko widzieć? Już nigdy nie doświadczę niczego tak miłego. Już nigdy nie będę szczęśliwa. Nie pobawię się z moim bratem, nie spotkam się z przyjaciółką. Nie usłyszę głosu mamy. Już nikt mnie nie przytuli.
Kolejny obraz.
Przystojny chłopak odsunął mi krzesło. Usiadł naprzeciwko mnie. Uśmiechnął się ujmująco, a ja jedynie poczułam, że się rumienię.
Kilka spiętych kartek leżało przede mną. Miałam na sobie czarną spódnicę i białą koszulę. Trzymałam w ręce długopis. Cała drżałam. Egzamin.
Pełno śniegu. Toczyłam wielką, białą kulę, mój tata również. Z kieszeni wystawała mi marchewka. Uwielbiałam lepić z Nim bałwana.
Plaża. Piasek pod stopami. Wiatr rozwiewający włosy, palące słońce. Wokół mnie pełno ludzi, korzystających z ostatnich dni wakacji…
I nagle…
Las. Rytmiczne uderzenia kopyt o ziemię. Głośny oddech mojego wierzchowca, falująca grzywa.
Pęd.
Pęd, który tak kochałam.
Pęd, który mnie zabije.
Oprzytomniałam.
Otworzyłam oczy.
Światło reflektorów mnie oślepiło.
Dzieliło mnie od tego parę centymentrów.
Nie minęła chwila, a…
Leżałam już na ziemi.
Na zimnym, szorstkim asfalcie.
Miałam rację.
Nie zdążyłam krzyknąć.