Wraz z trenerem panem Marcinem Wojciechowskim, Siatkareczki z Dwójeczki, bo tak się nazwaliśmy, wybrały się na wycieczkę rowerową.
W poniedziałek 5 czerwca po lekcjach o godzinie 15:00 zebrałyśmy się pod szkołą, żeby wyruszyć rowerami na wycieczkę. Naszym drugim opiekunem podczas podróży był pan Ryszard Jarka, który nas potem opuścił. Trasa biegła przez Brok do Prostyni, to było nasze miejsce docelowe. Podczas podróży dobrze się bawiliśmy, chociaż momentami popadałyśmy w zmęczenie. Miałyśmy spać w namiotach na działce naszego trenera. Po przejechaniu 35 km, kiedy byłyśmy już na miejscu, usiadłyśmy na trawie i odpoczywałyśmy. Potem pograłyśmy trochę w badmintona i poodbijałyśmy piłkę do siatkówki. Następnie rozstawiłyśmy namioty, a później ognisko.
Spotkała nas też mała przygoda, ponieważ Asia odkręciła zawory z wodą i zalało kawałek kuchni, ale na szczęście nic wielkiego się nie stało. Po zjedzeniu kiełbasek a było to około godziny 22 postanowiliśmy wszyscy wybrać się na spacer po lesie. Tam straszyłyśmy się nawzajem i była fajna zabawa. Miałyśmy okazję poobserwować w nocy pasące się konie. Kiedy wróciłyśmy na działkę usiadłyśmy przy ognisku i pan zrobił nam wielką niespodziankę, ponieważ przyniósł gitarę i śpiewnik.
Przez następne 2-3 godziny siedzieliśmy przy palącym się ogniu i śpiewaliśmy piosenki przy gitarze. Przyszedł i taki moment, gdzie bardzo się wzruszyłyśmy, że to już koniec naszej przygody w tej szkole i kilka z nas miało łzy w oczach. W końcu postanowiłyśmy iść spać, ponieważ byłyśmy bardzo zmęczone wrażeniami tego dnia. Położyłyśmy się w namiotach i jeszcze trochę pogadałyśmy, ale w końcu nastała cisza i każda z nas spała. Pan czuwał nad nami całą noc.
Następnego dnia obudziłyśmy się około godziny 9 i z Ingą wybrałyśmy się do sklepu po pieczywo. Następnie wszystkie zjadłyśmy wspólne śniadanie i wyruszyłyśmy busem wraz z naszym trenerem i panem Adamem do miejscowości Mokobody, gdzie byliśmy umówieni na pływanie kajakami po rzece Liwiec. Dotarłyśmy na miejsce, założyłyśmy kapoki i kiedy byłyśmy już dobrane w pary, wsiadłyśmy w kajaki i popłynęłyśmy. Nasza trasa wynosiła 10 km. Podczas spływu oblewaliśmy się nawzajem wodą, dlatego każda z nas wróciła cała mokra.
Najgorszym odcinkiem do przepłynięcia był ostatni kilometr, byłyśmy już wtedy bardzo zmęczone i stało się to dla nas nie lada wyzwaniem, ponieważ brakowało nam sił w rękach, aby wiosłować. Kiedy byłyśmy już u celu, odebrał nas nasz trener, który zabrał też kajaki i wróciłyśmy do miejsca naszego odpoczynku, czyli do Prostyni, zajeżdżając w drodze powrotnej po czekoladę.
Czekolada była potrzebna nam do zrealizowania zakładu. Polegał on na tym, że musimy zjeść mleczną milkę 150 g w 2 minuty. Wygrała Wiktoria, która najszybciej zjadła swoją czekoladę. Osoby przegrane, czyli ja z Kingą musieliśmy kupić naszemu trenerowi pizzę, bo o to był ten zakład…
Po dotarciu do Prostyni, zebrałyśmy namioty, zrealizowałyśmy zakład i zjadłyśmy pizzę. No i niestety czas naszej wyprawy się kończył, musiałyśmy wracać do Małkini, na szczęście tą krótszą drogą, ale miny były smutne.
I tak zakończyła się nasza pożegnalna wycieczka drużyny siatkarek. Myślę, że każda z nas była bardzo zadowolona z wyjazdu, szkoda, że to już ostatnia taka wyprawa, ale obiecałyśmy sobie, że jeszcze tam kiedyś wrócimy, żeby powspominać wspólnie spędzony czas…
Komentarze ( )