Artykuł rozważający w minimalnym stopniu istotę człowieczeństwa.

Człowiek,

Wielka Niewiadoma?

                Życie. Dlaczego istnieje? Jaki jest jego prawdziwy sens? Czy po śmierci czeka nas kolejne życie? Nie wiem, parafrazując greckiego filozofa, wiem jedynie, że nic nie wiem. Człowiek jedyna myśląca istota na Ziem, twór na obraz boski, zdolny do odczuwania emocji i budowania wielkich mocarstw. To wspaniałe i dumne zwierze jest zarazem największym mordercą fauny, flory, a nawet innych przedstawicieli Homo Sapiens. Jak to jest możliwe? Czy to wszystko wina tajemniczego zła, które było definiowane przez cytowanego wcześniej Sokratesa jako brak wiedzy? Przecież niejednokrotnie to ci “najmądrzejsi” byli przyczyną wielkich wojen i konfliktów. Czy to może sposób walki o przetrwanie? Ponownie, nie wiem.

Nikt nie wie. Wielu filozofów, psychologów, biologów, czy nawet artystów próbowało zrozumieć naturę człowieka. Zadanie to jest niemożliwe i raczej nigdy nie będzie możliwe. Każdy z nas jest zupełnie różny, to prawda możemy być bardzo podobni pod względem fizycznym, czy poglądowym, ale nigdy nie będziemy identyczni. Wielu filozofów próbowało dzielić ludzi na lepszych i gorszych, na przykład myśl pana Nietzsche, według której istnieje rasa panów i niewolników. Brzmi znajomo? Podobnie uważał zbrodniarz wojenny Adolf Hitler. Co ciekawe w jego teorii rasą idealną była aryjska, czyli znany większości model człowieka o niebieskich oczach, blond włosach, idealnej budowie fizjonomicznej i śniadej cerze. Dziwne, że ci wszyscy “aryjczycy” dali sobą rządzić człowiekowi, który był absolutnym przeciwieństwem tego założenia, niski facet o mizernej posturze w dodatku z charakterystyczną ciemną grzywką. Jeden idealista, bo nim był właśnie ten Austriak, sprawił, że naród niemiecki uwierzył w swoją wyższość nad resztą i zaczął bezlitośnie eksterminować innych ludzi. Ci sami żołnierze, którzy rano zabijali tysiące w obozach zagłady, wieczorami wracali do domów i byli przykładnymi ojcami i mężami. To była tylko praca, tylko wykonywali swoje rozkazy. Eliminowali nie tylko przeciwników Rzeszy, ale także własne ludzkie odruchy, stawali się narzędziami. Czy to, że byli posłuszni władzy w swoim kraju było złem? Według ich prawa nie, ale wedle norm moralnych tak. Kto ma w tym wypadku rację? Oczywiście, że etyka. Niech żyje moralność!
Moralność? Cóż to właściwie oznacza? Żyć tak, żeby nie krzywdzić innych i żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Można to tak określić, ale tu znowu pojawia się problem. Każdy z nas interpretuje rzeczywistość na własny sposób i  to co jest dla jednych dobre, dla innych jest złem. Niby istnieje wiele zasad moralnych, które są ogólne dla wszystkich, przede wszystkim stworze przez systemy religijne. Weźmy na przykład Dekalog. Doskonale nam, chrześcijanom, znany. Najdziwniejsze w tym zbiorze zasad jest to, że rzekomo najważniejsze punkty są najczęściej nieprzestrzegane przez człowieka. Na pytanie, czy byłeś w kościele w niedziele, spora część młodych ludzi odpowie, że nie. Jedno przykazanie złamane. Kolejne pytanie, czy spędziłeś większość niedzieli na słuchaniu muzyki, graniu w gry komputerowe, czytaniu, oglądaniu filmów, bieganiu itd. Większość odpowie twierdząco, czyli Bóg został zastąpiony innym “bogiem”, kolejne przykazanie złamane. Dodatkowo przy codziennych czynnościach zdarza nam się powiedzieć na przykład “O Boże!”, czyli i drugie przykazanie złamane. Ciekawe prawda? Niby proste zasady są trudne do przestrzegania nawet dla najgorliwszych wyznawców. Czy to było złem? Wielu powie, że nie. Poza tym te zasady nie dotyczyły życia na Ziemi, były związane ze sprawami duchowymi, boskimi, a przecież człowiek jest istotą pełną wad, więc daleko mu do wykonywania boskich obowiązków.
Religia, skąd to się wzięło? Po co? Kto był pierwszy? Oczywiście, że dokładnie nie wiemy, ale jest to zjawisko prawie tak stare jak pierwsi przedstawiciele Homo Sapiens, tak tych pochodzących od małp. Bóg stworzył człowieka, czy człowiek Boga? Nie wiem, nie chce wiedzieć. Wielu próbowało się dowiedzieć, ale to i tak nic nie zmieniło. Wiem, że religie niejednokrotnie wykorzystywały ludzi do osiągnięcia celów przez jej przedstawicieli, są źródłem władzy. Ludzkość potrzebuje przewodnictwa, jak większość zwierząt stadnych. Cechuje nas jednak często egoizm i myśl o własnej wyższości. Najlepszym sposobem na takich delikwentów są siły nadprzyrodzone, Zeusy, Ozyrysy, nimfy, duchy, anioły. Od razu wiadomo, że osoby, które mają jakiś kontakt z tymi siłami, pośredni jak kapłani katoliccy lub bezpośredni jak kapłani w starożytnym Egipcie, są lepiej postrzegani przez społeczność, mają za sobą siły potężniejsze od wszystkiego co znane na Ziemi.

Władza rodzi za sobą spory, całą masę konfliktów.  Jakie to typowe dla zwierząt, walki o dominację w stadzie i o terytorium, ojczyznę. Wszystko byłoby w porządku, ale człowiek jest świadomy w przeciwieństwie do innych ziemskich stworzeń. Jeśli kogoś zabije to czuje, że zrobił niewłaściwie. A może nie czuje? Żołnierz, który zabija z zimną krwią jest bardziej wartościowy niż ten, który rozmyśla nad każdym strzałem. Tylko ludzie stosują intrygi i tresują się nawzajem do walki. Marzenie każdego wielkiego przywódcy to armia posłusznych i skutecznych wojowników, szara masa jako poddani i fanatyczni specjaliści zajmujący się sprawami państwa, którzy wierzą w boskość wodza. Ponownie pojawia się tu przykład wspomnianego wcześniej zbrodniarza, który był w rzeczywistości egoistycznym, niedojrzałym marzycielem. Rozłożył mapę świata na swoim niemieckim stole i przesuwał żołnierzyki, podczas gdy jego sztab zajmował się sprawami wewnętrznymi państwa. On decydował kogo atakować i kogo zabić, siedząc w swoich berlińskich gabinetach, grał w grę strategiczną, podczas gdy Europa cierpiała jak jeszcze nigdy wcześniej. Ginęły kobiety, dzieci, mężczyźni podczas gdy ten sadysta podniecał się swoim głosem podczas przemówień.

Na szczęście ludzie nie są aż tak wrażliwi, aby rozpaczać nad każdą tragedią na świecie. Gdyby tak było, ulice wyglądałby jak jeden wielki pogrzeb. Skąd bierze się to całe okrucieństwo? Niestety nie wiem, nie rozumiem. Dziwne jest to, że dla idei, czy materialnych korzyści ludzie są gotowi pozabijać się wzajemnie. Przykry fakt, że ludzie nie potrafili i nadal nie mogą stworzyć jednej wielkiej społeczności, pełnej altruizmu, szczerości i miłości. To jest utopia, to jest niemożliwe. Cywilizacja śmierci, rodzimy się by umierać. To jest pewne, czy będziemy żyć dalej nie wiem. Znowu nie wiem. Po co jednak tę ponurą egzystencję niszczyć sobie wzajemną nienawiścią i walką o dominację?

Gdy byłem małym chłopcem, troszkę mniejszym niż teraz, bałem się duchów, wilkołaków, wampirów i całej reszty panteonu monstrów. Śmieszna sprawa, przecież one nie istnieją. Teraz to wiem, wtedy byłem marzycielem. Nocami bałem się potwora spod łóżka i kosmitów. Niewinne myśli malutkiego zwierzątka myślącego. Chyba te nierealne zagrożenia były lepsze od tego czego się teraz boję: wojny, morderstwa, gwałtu, sadyzmu, przemocy, człowieka…

Maciej Kiałka