Noragamikadr.jpg
Kadr z anime "Noragami" wyprodukowanego przez studio BONES. Autorzy pierwowzoru: Adachitoka. Może się nie domyślacie, ale ten pośrodku jest podrzędnym japońskim bóstwem, w które nikt już nie wierzy. Całkiem przyjemne anime shounen.

…czyli krótki przewodnik wraz ze słownikiem po intrygującym świecie japońskiej animacji. Przeznaczony dla ludzi naprawdę zielonych w temacie, część pierwsza.

Zdarzyło się to całkiem niedawno. Z czystej ciekawości przeglądałam zawartość tego portalu, kiedy moim oczom ukazało się coś, co sprawiło, że kokoro moje – czyli serduszko, bo tak właśnie z japońskiego najbardziej zagorzałe fanki anime zwykły nazywać ową część ciała – zabolało bólem porównywalnym do bólu kadłuba Titanica w momencie zderzenia z górą lodową. O tak, moje kokoro spotkało się z drobną herezją odnośnie anime (z czystej, ludzkiej przyzwoitości nie wspomnę, gdzie konkretnie ową herezję znalazłam), mogącą wprowadzić kompletnego żółtodzioba w błąd. I o ile żółtodzioby wprowadzone w błąd są zjawiskiem całkiem powszechnym, to jednak wciąż irytują. Cóż, jeśli coś ci się nie podoba, weź sprawy w swoje ręce.

Anime to doprawdy niezwykły gatunek. Japończycy mają czasami naprawdę intrygujące pomysły, a i ich wykorzystanie bywa ciekawe. Pośród filmów czy seriali znajdują się zarówno produkcje wartościowe, będące świetną rozrywką, czy nawet ambitne, jak i przysłowiowy chłam. Mało tego! Tym, co w moim odczuciu czyni anime tak ciekawym, jest jedna drobna rzecz – niekiedy seria, która z początku wydaje się być jedynie zwykłą bajeczką,  z czasem okazuje się mieć drugie, trzecie czy dziesiąte dno… Albo staje się opowieścią fascynującą, ale dużo bardziej brutalną niż można przypuszczać. I o  ile co do tego, że spróbować obejrzeć, choćby z ciekawości, parę tytułów zawsze warto, raczej nie ma wątpliwości… to jak tu się nie nadziać na rzeczy, których nie chciałoby się oglądać, zważywszy na fakt, że często jedynym określeniem tytułu w opisie jest jakieś japońsko brzmiące słowo?

Każde anime ma swoją grupę docelową, jednak jest to dość umowne. Coś teoretycznie przeznaczonego dla nastoletnich chłopców bywa oglądane i przez dorosłe przedstawicielki płci pięknej. Coś określone jakąś grupą wiekową bywa oglądane z wielką przyjemnością przez ludzi w różnym wieku. Czasem też ciężko jest określić grupę wiekową czy płeć potencjalnych odbiorców, ponieważ może się tak zdarzyć, że anime może zawierać cechy teoretycznie charakterystyczne i dla anime dla dorosłych kobiet, i dla dorosłych mężczyzn. Albo dorosłych kobiet i młodych dziewczyn. Albo dowolnej innej konfiguracji, nawet takiej teoretycznie wydającej się nieprawdopodobną. No ale mimo wszystko istnieją pewne podziały, które mogą wam pomóc tak plus-minus określić, czy dane anime jest akurat dla was. W końcu czy to chłopcy, czy dziewczęta, czy kobiety, czy mężczyźni –  gusta ludzi o określonej płci są na całym świecie w miarę podobne.

Jeśli więc zobaczycie przy anime określenie “kodomo” – oznacza ono, że jest to najzwyklejsza bajka dla najmłodszych, nadająca się do obejrzenia z całą rodziną. Wiele z nich jest wartych obejrzenia i przez starszych widzów, jednak akurat tutaj możecie się spodziewać braku jakichś treści mogących być uznanymi za bulwersujące. Tylko radzę uważać, żeby “kodomo” było w rubryczce “widownia”, a nie “rodzaj postaci”. Sporo jest anime o dzieciach przeznaczonych dla starszych widzów, jak na przykład Shoujo Shuumatsu Ryokou. Kolejne pod względem wieku widowni są określenia “shounen” i “shoujo” – kolejno z japońskiego “chłopcy” i “dziewczęta”. Jednak właśnie tutaj zaczyna się mała górka, bowiem Japończycy mają odrobinkę inne standardy niż Polacy i może już coś zaskoczyć, jeśli nie jest się odrobinkę przygotowanym. I nie, nie mam tu na myśli hektolitrów krwi (chociaż i tej czasem trochę zdarzy się w shounenach), a jedynie takie drobnostki, jak dziwadła fabularne typu “Syn Szatana wychowywany przez księdza”(przykład wzięty żywcem z anime “Ao no Exorcist”!) No i wreszcie wypadałoby wymienić najstarsze grupy – “jousei” i “seinen“, czyli kolejno “kobiety” i “mężczyźni”. Tutaj też często zdarzają się różne kwiatki, jednak jako że widownia z założenia jest dorosła, nie powinno to sprawiać większego problemu.

Dobrze, wyjaśniłam już, jak określane są poszczególne grupy wiekowe. Ale co z całą resztą tych określeń? Cóż, jest ich dużo, a więc skupię się jedynie na tych mogących wzbudzać pewne wątpliwości, czy takich, które po prostu trzeba znać, oraz określeniu, czy widząc je przy tytule, lepiej dać sobie z nim spokój.

Zacznijmy od dosyć popularnych określeń:

Mahou Shoujo – określenie to oznacza po prostu magiczne dziewczynki pokroju Sailor Moon. Początkowo coś głównie dla młodszych przedstawicielek płci pięknej, jednak obecnie pojawia się coraz więcej tytułów z tym motywem przeznaczonych dla starszych widzów, jak na przykład dosyć brutalna, acz wciągająca “Madoka Magica”, zatem przed ucieczką bądź poleceniem serii młodszej siostrze radzę przeczytać opis i resztę tagów. Nawet jeśli większość anime spod tego znaku jest dla młodszej widowni, zawsze istnieje jakaś szansa albo ryzyko. Jak zwał tak zwał.

Mecha – gigantyczne roboty sterowane przez ludzi, co tu dużo mówić. Czy uciekać? Co kto lubi.

Youkai – japońskie duchy i demony. Czy uciekać? Zazwyczaj to nic groźnego.

Harem / odwrócony harem – określeniem tym nazywa się serie, w których występuje schemat “facet/kobitka w otoczeniu wianuszka adoratorów”. Zazwyczaj mają źle skonstruowaną fabułę i irytującą główną postać, chociaż czasem i tutaj trafi się coś ciekawszego, jak na przykład “Akatsuki no Yona”. Czy uciekać? Niekoniecznie, acz należy czuć się ostrzeżonym przed słabizną. Wysokie ryzyko pojawienia się tejże.

Hasłami mogącymi budzić wątpliwości są shounen-ai oraz shoujo-ai, czyli po prostu… romanse homoseksualne, a gwoli ścisłości – romanse homoseksualne pozbawione scen zbliżenia fizycznego (Jeśli takie nastąpi chociażby jeden raz, anime zyskuje miano yuri lub yaoi – i wtedy już zaleciłabym ucieczkę). Cóż, łatka shounen-ai czy shoujo-ai bywa przyklejana też do niektórych anime niezbyt słusznie, ponieważ fankom lub fanom czasami wystarczy relacja w tle, w dodatku niezbyt wyraźnie zarysowana, albo nawet jeden pocałunek uczyniony w  żartach, by anime określać takim mianemZatem czy uciekać, widząc to hasło? Absolutnie nie ma się czego bać. Jedynie osobom naprawdę wyczulonym na relacje homoseksualne zalecam pominięcie serii albo uważne sprawdzenie informacji o niej, bo wbrew pozorom ten znacznik za wiele nie sugeruje.

No cóż, teraz pora na coś z nieco grubszej rury. Ecchi – jeśli zobaczycie coś takiego w rubryczce “gatunki”, możecie spodziewać się… zbliżeń na biust oraz majtki(!) przedstawicielek płci pięknej oraz zazwyczaj marnej fabuły, chociaż co do tego ostatniego zdarzają się wyjątki. No cóż, zabieg taki zazwyczaj ma jedynie na celu przyciągnąć przed ekrany japońskich gimnazjalistów w okresie zwiększonego popędu płciowego oraz zwiększyć wpływy z reklam w japońskiej telewizji. Produkcja anime nie jest zajęciem zbyt dochodowym, a z czegoś twórcy muszą żyć… Czy więc uciekać, widząc to hasło? Hm, czasem zdarzy się coś z całkiem znośną fabułą, jednak jest to mniejszość. Mimo wszystko odradzam, rozrywka zazwyczaj niezbyt inteligentna. I żenująca.

Gore – jeśli widzicie coś takiego, spodziewajcie się krwi. Dużo krwi. I może nawet wnętrzności fruwających w powietrzu. Wiele anime tak oznaczonych to po prostu niezłe horrory lub ciekawe opowieści. Wiele to też po prostu tak zwana bezmózga sieczka. To hasło mówi nam jedynie o tym, czy anime jest bardzo brutalne. Czy uciekać? Jeśli nie chcecie oglądać czegoś takiego, radzę pominąć.

No i oczywiście mamy jeszcze takie coś jak hentai oraz niektóre odmiany yuri i yaoi – zalecam jak najszybszą ucieczkę po zobaczeniu tego hasła. Są to rzeczy tak nieodpowiednie, że sama nie wiem, jakim cudem niektórzy mogą polecać je dla żartu. Mało tego, tak nieodpowiednie, że regulamin tego portalu i moja najwspanialsza pani polonistka raczej by mi nie pozwolili o nich opowiedzieć, nawet w przestrodze takiej jak ta. Więc nie wpisujcie tego hasła w google, żeby sprawdzić, co to jest… Oj, nie oszukujmy się. Pewnie i tak to zrobicie, jeśli już nie zrobiliście. Ale ja i tak odradzam. Ach, no i jeśli ktoś poleci wam anime z czymś takim, uciekajcie czym prędzej. On robi sobie żarty. Ale najpierw zróbcie mi tą przysługę i rzućcie w tego, co wam polecał, zgniłym jajem. Nie musicie wiedzieć dlaczego, wystarczy że będziecie wiedzieć, iż zasłużył.

Myślę, że znając te wszystkie hasła nie powinniście się obawiać, że pierwsze spotkanie z anime okaże się traumatyczne. Albo, że traficie na śmieszka od siedmiu boleści. Naprawdę nie ma się czego bać, czy – o zgrozo! – nie ma co nazywać anime głupimi bajkami – bez znajomości tematu! Jak już pisałam, w gatunku tym panuje taka różnorodność, jak wśród filmów i seriali. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć miłych poszukiwań czy seansu!

Kadr z anime