Zeszłoroczne wakacje spędziłam w Norwegii. Był to już mój drugi pobyt i zapewne nie ostatni. Norwegia jest krajem fiordów mających niesamowity urok, cudownych gór, malowniczych miasteczek i wielu innych ciekawych miejsc, które jeszcze koniecznie muszę zobaczyć. Zachwyca mnie jej przyroda – naturalna i nieskażona, bogactwo czystych wód oraz zabudowa z czystego drewna. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie skocznia narciarska Holmenkollbakken w Oslo i pałac królewski. Ciekawym doświadczeniem były zakupy w Bergen na Targu Rybnym, gdzie było dosłownie wszystko, co pochodzi z morza. Jedynym minusem był zapach. Moim ulubionym zajęciem, podczas którego mogłam się zrelaksować po długich wycieczkach ,było wędkowanie. Codziennie wraz z rodziną jeździliśmy na fiordy. Nie ukrywam, że było to moje pierwsze spotkanie z wędką. Zawsze zastanawiałam się, co tak naprawdę jest fajnego w wędkowaniu. Stojąc nad piękną, szafirową taflą wody z wędką w ręku ,odnalazłam odpowiedź na moje pytanie. Pamiętaj – całe sedno łowienia polega na skupieniu się i obserwowaniu spławika, takich rad udzielił mi wujek. Gdy już straciłam nadzieję, a w myślach powtarzałam sobie „ Złota rybko, złap się ”, ku mojemu zaskoczeniu poczułam energiczne szarpnięcia. Wszyscy zaczęli krzyczeć, że mam branie!. Ja nie wiedząc, o co chodzi, zaczęłam kręcić kołowrotkiem. Był to nie lada wyczyn, gdyż na dnie było dużo wodorostów. Na haczyku nie było już krewetki, na które łowiłam ani złotej rybki, lecz ku zdziwieniu wszystkich, ukazała się piękna rozgwiazda.