Już w piątek, 23 czerwca, ostatni raz otrzymam świadectwo w mojej rodzinnej wsi. Ostatni raz spotkam się z moimi nauczycielami, z moją klasą, ostatni raz pójdę w poczcie sztandarowym i wystąpię na akademii. Po raz ostatni będę mogła nazwać tę szkołę “moją”.
Do Zespołu Szkół nr 2 w Małkini Górnej chodziłam 9 lat. Najpierw do podstawówki, a potem do gimnazjum. Zawsze miałam ten komfort, że szkoła stoi 50 metrów od mojego domu. Nie musiałam martwić się dojazdem czy spóźnieniami.
Nie do końca pamiętam swój pierwszy dzień szkoły. Pamiętam jedynie, że nie byłam wystraszona, a raczej podekscytowana. Nie poznałam nowych osób, bo z kolegami i koleżankami znaliśmy się już z przedszkola. W podstawówce przeżywałam pierwsze sukcesy. Konkursy międzyklasowe, zawody sportowe i szkolne akademie. Mogę pochwalić się, że zawsze byłam wzorową uczennicą i osiągałam dość wysokie wyniki w nauce. Tak zleciały mi 3 lata i zakończyłam okres nauczania początkowego. Zmieniłam wychowawce i już zaczęto traktować mnie nieco poważniej. Również brałam udział w rożnych konkursach przedmiotowych, ale (czego bardzo dziś żałuję) nie uprawiałam żadnego sportu. Oczywiście dalej pilnie się uczyłam, ale już nie mogłam pochwalić się szczególnymi osiągnięciami. Szósta klasa. Koniec podstawówki bardzo mnie cieszył, bo już chciałam dołączyć do mojej dwa lata starszej siostry w gimnazjum.
Moje pierwsze miesiące w pierwszej klasie gimnazjum nie były dobre. Chyba za szybko chciałam stać się dorosła i zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, żeby przy starszych klasach nie wyjść na “dzieciaka”. Nie skupiałam się na moim celu w tej szkole, czyli na nauce. W podstawówce byłam piątkową uczennicą a tutaj wpadło mi kilka czwórek, a nawet trójek! Ponadto nauczyciele skarżyli się na moje zachowanie na lekcji. To się rodzicom nie spodobało. Na szczęście opamiętałam się i już nie miałam problemów z nauką. To, czego nie potrafię sobie wybaczyć to moje nastawienie do lekcji WF-u! Starałam się jak najczęściej nie ćwiczyć, a dziś, nawet kiedy cała moja klasa ucieka, ja nie wyobrażam sobie przepuścić okazję do wejścia na boisko! Ale byłam niemądra… Na koniec pierwszej klasy otrzymałam powołanie do pocztu sztandarowego. Ucieszyłam się, bo to oznaczało, że nauczyciele uważają mnie za godną reprezentacji naszej szkoły. W drugiej klasie polubiłam WF i matematykę i co najważniejsze zaczęłam pisać do szkolnej gazetki. Dalej byłam dobrą uczennicą i otrzymywałam świadectwa z czerwonym paskiem.
Trzecia klasa gimnazjum. Poważne wybory, walka o punkty do szkoły średniej i te egzaminy. Wydaje mi się, że nieco bardziej spoważniałam. Wciąż uczyłam się sumiennie i chodziłam ze sztandarem. Na początku roku musiałam zawiesić swoją “karierę dziennikarską”, ponieważ przygotowywałam się do kuratoryjnego konkursu z języka polskiego. Po zakończeniu etapu rejonowego mogłam odetchnąć i już często pisałam artykuły. Zaczęłam jeszcze bardziej interesować się sportem szkolnym, czyli biegałam w szkolnej sztafecie i grałam w siatkówkę. Kiedy nadeszły próbne egzaminy, to był koszmar. Poszło mi fatalnie i się załamałam. Zastanawiałam się, jak ja napiszę właściwe egzaminy… Na szczęście w piątek otrzymałam wyniki i poszło mi dużo lepiej niż podczas egzaminów próbnych.
Wszystko musi się kiedyś skończyć. Już nie będę miała trzech kroków do szkoły. Nie będę codziennie wracać do domu i już nie będę mogła każdego obiadu zjeść z całą rodziną. Zaczynam nowy rozdział. Nowa szkoła, nowi znajomi i otoczenie. Potem znów nadejdzie koniec. A co będzie dalej? Tego jeszcze nie wiem…