Warszawa jest stolicą Polski. To piękne miasto, lecz tym razem nie udało mi się zwiedzić go w całości. Przydarzyło się coś okropnego. Coś, czego naprawdę nie lubię. Burza!
Naszą wycieczkę zaczęliśmy o 6:00 rano w ostatnią sobotę majówki. Wtedy właśnie wsiedliśmy do pospiesznego pociągu wraz z mamą i bratem – Adrianem, który jechał na uczelnię. Tego dnia miał wcześniej skończyć, więc umówiliśmy się na Starówce. Z mamą wysiadłyśmy na dworcu centralnym. Adrian wysiadł przystanek wcześniej.
Pobłądziłyśmy troszkę w poszukiwania jakiegoś śniadania. Oczywiście w Mc Donald’s. Potem poczekaliśmy na otwarcie Złotych Tarasów. Tam pochodziłyśmy po sklepach. Nagle zobaczyłam kogoś, kto wyglądał mi bardzo znajomo. To była Weronika Juszczak! Piosenkarka i youtuberka, którą uwielbiam! Poprosiłam ją o zdjęcie i oczywiście zgodziła się! Ale się ucieszyłam. Akurat tam, na tym samym piętrze ją spotkałam? Niemożliwe! Przez cały dzień cieszyłam się z mojego osiągnięcia.
Gdy nadszedł już czas wyjścia, zaczęliśmy szukać naszego autobusu. Nie było to tak trudne, jak mówił nam brat, a to dzięki temu, że miałam zainstalowaną aplikację na telefon, która wskazywała nam numer autobusu lub tramwaju, czas odjazdu i ilość przystanków do przejechania, włącznie z przesiadkami. Dojechaliśmy na Starówkę. Na przystanku już czekał na mnie brat.
Kiedy weszliśmy na górę po schodach, ktoś krzyknął ,,wojna” , albo może ,,bomba” , nie wiem, ale każdy z nas się trochę przestraszył. Całe szczęście uspokoił nas fakt, że nikt nie uciekał… Nawet jakieś dziewczyny się z tego śmiały. Cały ten dzień był jakiś taki niespokojny.
Zatrzymaliśmy się przy fontannach multimedialnych. Rozłożyliśmy bluzy na trawie i usiedliśmy, aby odpocząć. Było naprawdę gorąco, więc co nieraz chodziło się pomoczyć ręce w wodzie. Jak zawiał wiatr to woda z fontanny się wylewała, więc byłam cała mokra. Adrian musiał już jechać, więc poszedł na przystanek. My zdecydowałyśmy się na wyjazd do Łazienek Królewskich. Do teraz trochę żałuję, że nie pojechałyśmy razem z nim.
W Łazienkach wydawało mi się, że grzmi. Mama odciągała mnie od tej myśli, mówiąc, że się mylę. Ja jednak wierzyłam tylko sobie, ponieważ widziałam z boku ciemne chmury. Ja troszkę znam się na chmurach, ponieważ kiedyś tata mi coś tam o nich tłumaczył… Postanowiłyśmy, że pójdziemy na najbliższy przystanek autobusowy. Wtedy bezpośredni autobus nam uciekł, a bardzo rzadko coś odjeżdżało, dlatego następny był dopiero za 20 minut. Usiadłyśmy na trawie, ponieważ tam był cień. Nagle zaczęło padać. Schowałyśmy się pod przystankiem. Mimo to, że było dużo ludzi, znalazłam sobie kawałek miejsca siedzącego.
Nagle rozbłysnęło się na całe niebo. Troszkę zaczęłam panikować, bo burza była nad nami i wiedziałam, że zaraz będzie grzmot. I miałam rację! Grzmot walnął w drzewo stojące niedaleko od przystanku. Panie rozmawiały ze sobą, że to widziały. Ja natomiast czuję się niespokojnie podczas burzy, nawet w domu, a co dopiero na dworze, więc zamknęłam oczy. Wszystkich nas trochę ogłuszyło. Wsiadłyśmy w byle jaki autobus, aby tylko przeczekać tą burzę. Dojechaliśmy do Placu Trzech Krzyży. Tam częściej coś odjeżdżało. Sprawdziłam połączenia. Mieliśmy dojechać na Dworzec Wileński. W środku trasy pan, który kierował autobusem wysiadł i oznajmił nam, że musimy wysiadać. Do teraz nie wiem, co się tam stało.
Widziałam tylko ogromny korek, straż pożarną oraz policję. W burzę kazali nam iść do następnego przystanku. Trochę ucichło. Dojechaliśmy na dworzec. Moja ciocia tam pracuje w kasie, więc ustawiłyśmy się do niej w kolejkę, bo mama chciała zamienić kilka słów. Pani, która przed nami stała marudziła tak długo, myślałyśmy, że się spóźnimy na pociąg. Mama chciała zostać tam i przyjechać pociągiem za godzinę. Ja miałam już dość Warszawy i jej na to nie pozwoliłam.
Spokojnie wróciłyśmy do domu. Za niedługo mama dostała telefon od cioci z dworca o tym, jak dobrze, że przyjechałyśmy, bo właśnie minęła najgorsza burza w historii Warszawy. Przynajmniej według niej… Spadały kulki gradowe wielkości jajek, wiał ogromny wiatr i grzmoty były prawie cały czas. Nie wiem czy dałabym radę przeżyć takie coś. Wiem jedno. W domu burzy już na pewno bać się nie będę!
Komentarze ( )