Moja przygoda z narciarstwem zjazdowym zaczęła się cztery lata temu, gdy po raz pierwszy z rodzicami pojechałam zimą w góry. Na początku miałam obawy co do tego czy sobie poradzę, czy jednak ciągle będę upadała, a może coś sobie zrobię, złamię rękę albo nogę. Jednak mimo tego strachu, spróbowałam i udało mi się. Od tamtej chwili stało się to moją pasją, moim hobby.
Każdego roku czekam na to, kiedy zaczną się ferie a tym samym sezon narciarski.
Nie twierdzę, że jestem w tym mistrzem, czasami zdarzy mi się wywrócić, tym samym nabijając sobie kilka siniaków. Nie czuję już wtedy bólu, tylko motywację do tego, aby stawać się coraz lepszą, aby nie zdarzały się już takie wypadki. Z roku na rok staram się pokonywać coraz wyższe bariery, zjeżdżać z coraz bardziej stromych stoków, po prostu pokonywać swoje ograniczenia. Robić to, co lubię i na to co roku niecierpliwie czekam. Czasami od swoich bliskich słyszałam, że szybka jazda nie jest dla mnie, że powinnam zwolnić, jeździć bardziej ostrożne. Na początku brałam sobie te uwagi do serca, lecz taka jazda nie sprawiała mi radości, lubię wiatr we włosach, czuć tą adrenalinę. Ja znałam swoje możliwości i wróciłam do dawnego stylu, nie przejmowałam się opiniami, ani rozbawionymi spojrzeniami innych narciarzy, gdy „wywinęłam koziołka” i musiałam wstawać ze stoku, i zebrać swoje narty. Robiłam dalej to, co lubię.
Gdy zakładałam buty, wpinałam narty, zakładałam kask i wjeżdżałam na górę, wszystkie problemy, czy kłopoty, przestawały się liczyć, ważne jest to, co jest tu i teraz.
Dla mnie to nie jest tylko sport, czy tymczasowe hobby, które z czasem się nudzi . Dla mnie to jest sposób na spędzanie wolnego czasu, to jest po prostu moje życie. Uważam, że gdybym nie uprawiała tego sporu moje życie byłoby szare i nudne.
Komentarze ( )