Urodziłam się jako księżniczka, chociaż tak naprawdę nigdy nie chciałam nią być, w życiu chciałam robić coś innego, coś wyjątkowego. A jeszcze bardziej od swojego życia nienawidziłam swoich rodziców. Myśleli, że jak są królem i królową jakiegoś bogatego państewka to mogą robić to co chcą. Rozkazują nawet mi, własnej córce, jak oni mogli mi kazać wyjść za kogoś zupełnie dla mnie obcego, tylko po to aby wzmocnić jakiś głupi, nic nie warty sojusz. Dlatego w dniu moich 17 urodzin postanowiłam uciec i nigdy więcej nie wracać. Szkoda mi tylko było mojej niani a zarazem przyjaciółki Jackline. Nie chciałam, aby musiała zostawać z tymi tyranami sama, proponowałam jej, aby ze mną uciekła, ale nie chciała, to był jej dom tu się urodziła i wychowała. Ale ja nie mogłam dłużej tu zostać, więcej upokorzeń bym już nie zniosła, więcej nie mogłabym już czekać. Nocą zakradłam się do stajni, gdzie czekał już na mnie moja ukochana klacz Wicher i pod osłoną nocy uciekłam. Założyłam gruby czarny płaszcz i odjechałam z tego szalonego miejsca. Chciałam po prostu zapomnieć. Odjeżdżając ,nie odwróciłam się ani razu.
Po pięciu dniach bezustannej jazdy byłam wykończona, w końcu dotarłam do wioski, która znajdowała się w samym środku lasu. Jedyne, co pamiętam z tamtej chwili to to, że zemdlałam i spadłam z konia, a następnie, że czyjeś silne ręce mnie złapały.
Rok później…
– Kristin, Kriss wstawaj!- Krzyczał Charles, mój opiekun i przyjacie1. Kiedy rok temu, przybyłam tutaj, to on mi pomógł. Całkiem nieźle władałam mieczem, więc dał mi posadę w straży, z czasem jako najlepszy wojownik, stałam się dowódcą. – Czego chcesz. – mruknęłam sennie. Dziś była niedziela mój jedyny wolny dzień w tygodniu, więc nie miałam zamiaru wstawać przed południem, a tu zganiają mnie z łóżka o 6 rano. Schowałam się pod kołdrę, którą zaraz ze mnie bestialsko zerwał. – Dzisiaj przybył na specjalny gość, którego miałaś trenować. – Nie dawał mój przyjaciel za wygraną. O Boże! Na śmierć zapomniałam, że to już dzisiaj. Szybko zerwałam się i natychmiast pobiegłam do łazienki, gdzie czekała na mnie moja zbroja, była srebrna ze złotymi dodatkami, zrobiona dla mnie na zamówienie jeszcze kiedy byłam księżniczką, choć moi znajomi o tym nie wiedzieli i nigdy nie mieli się dowiedzieć. Prędko zaplotłam moje długie blond włosy, wzięłam mój niezawodny płaszcz i czym prędzej wyszłam z domu.
Gdy dotarłam na rynek, była tam już chyba cała wioska, a na środku placu stały cztery osoby:
Charles, wujek Bill (ojciec Charlesa, który gdy przybyłam tutaj przyjął mnie pod swój dach i traktował jak własną córkę), starszy mężczyzna oraz chłopak mniej więcej w moim wieku.
– Dziesięć minut spóźnienia! – Krzyknął wujek, no ale cóż się dziwić, może gdyby obudzili mnie wcześniej, a nie dwadzieścia minut przed spotkaniem, przecież nie pokażę się ludziom w piżamie. Kiedy tak sobie rozmyślałam ,,,mój uczeń” dziwnie na mnie popatrzył , jakoś tak dziwnie a później zwrócił się do reszty. – Przecież miał mnie trenować najlepszy wojownik, a nie jakieś chuchro. – Z pogardą popatrzył w moją stronę. W tym momencie coś mnie trafiło. Powoli wyjęłam mój miecz. Gdy każdy zobaczył mój ruch, wszyscy zaczęli wiwatować, zagrzewać mnie do pojedynku. Wtedy wujek krzyknął. – Kriss, tylko go nie zabij. Chłopak popatrzył się na niego dziwnie, jakby miał wielką narośl na środku czoła.
On też wyciągnął swoją broń, a ja w mgnieniu oka znalazłam się obok niego i zaatakowałam. Walka nie trwała długo, trzy minuty i już leżał na ziemi, a ja za znak swojego zwycięstwa wycięłam mu na policzku wielkie K, nie takie, aby została mu blizna, ale wystarczająco głębokie,żeby przez kolejne dwa tygodnie wiedział, kto tu jest lepszy. Zrzuciłam z siebie płaszcz a on chyba nie mógł uwierzyć, że z taką łatwością pokonała go dziewczyna. Odwróciłam się tyłem od mojego rywala, wtedy porwał mnie tłum, wzięli mnie na ręce i razem ze mną cieszyli się moim kolejnym zwycięstwem. Nie obejrzałam się na przegranego, bo kiedyś sobie przyrzekłam, że już nigdy nie spojrzę wstecz.
Stałam przed lustrem i patrzyłam na swoje odbicie. Wieczorem miało odbyć się przyjęcie na cześć naszego gościa. Pierwszy raz od tak długiego czasu miałam na sobie sukienkę, i szczerze mówiąc nie tęskniłam za tym. Jak ja mogłam się tak pokazać ludziom, przecież wszyscy będą się ze mnie śmiać, lecz przecież oni też będą odświętnie ubrani.
Weszłam na salę, wszyscy w tym momencie popatrzyli się na mnie, myślałam, że im ślina zacznie lecieć. Wtedy poczułam się jakoś tak dziwnie.
Tańczyłam chyba przez całą noc ,wtedy podszedł do mnie ,,ten nowy” i poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się, bo nie miałam nic do stracenia. Wtedy on zaczął się do mnie przystawiać, ja mu zagroziłam, że jak mnie jeszcze raz dotknie ,to nie skończy się tylko na rozciętym policzku. Will (po tak miał na imię ten nowy) oburzył się, chyba mu się to nie podobało w jaki sposób się do niego zwracam, powiedział mi – Jest Książe William II i masz zwracać się do mnie z należytym mi szacunkiem. Wtedy coś we mnie pękło, a jeżeli on mnie pozna, wie kim kiedyś byłam. Pierwszy raz w życiu poczułam strach, nie wiedziałam, co mam robić ,więc wybiegłam. Siedziałam na dworze chyba z godzinę , wtedy na horyzoncie zobaczyłam postać. Zawołałam wszystkich, kiedy ta tajemnicza postać dotarła do bram, zobaczyłam, że to przecież Jackine, podbiegliśmy wszyscy do niej, aby jej pomóc. Kiedy mnie zobaczyła – Wasza wysokość…- Wyszeptała i zemdlała. Wszyscy patrzyli się na mnie a ja chciałam zapaść się pod ziemię, nie miałam siły tłumaczyć im wszystkiego…