Chyba zaczynam wariować. Odkąd tydzień temu wróciłam z 1945 roku, widziałam go już co najmniej 5 razy, może powinnam zapisać się do psychiatry. Kiedy tak nad tym rozmyślałam, on znów się pojawił, przynajmniej tak mi się wydawało, bo za chwilę zniknie. Wyszłam na dwór zobaczyć ,gdzie się ukrył, lecz na ziemi leżała tylko koperta, może postanowił mi coś przekazać, ale dlaczego nie powiedział mi tego sam. Gdy otworzyłam ten list, nie było żadnych wyjaśnień tylko miejsce, data i godzina. To było podejrzane, ale postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Natychmiast wyruszyłam z domu, by dotrzeć do tego ,,tajemniczego” miejsca. Po ok. godzinie dotarłam pod adres podany na kartce. Nie mogłam uwierzyć stary, opuszczony magazyn, myślałam, że może ktoś robi sobie ze mnie żarty, ale po tym co mi się przytrafiło, wszystko może być prawdziwe, postanowiłam zajrzeć do środka (przypomina mi to moją przygodę z szafą). Gdy weszłam do środka, okazało się, że tam również nic nie ma, pusto. Byłam już pewna, że ktoś postanowił sobie ze mnie zażartować, wtedy pierścionek, który dostałam od babci, zanim umarła, zaczął świecić się na czerwono, wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Kiedy myślałam, że dziwniej być nie może, to na każdej ścianie zaczęły się pojawiać otwory, każdy świecił innym kolorem, wreszcie zobaczyłam, ten, który był oznaczony czerwienią, podeszłam, zaczęłam się przyglądać ścianie, ale nie zobaczyłam niczego, co mogło by mi pomóc. Wtedy moją uwagę przykuło małe wgłębienie idealnie w środku tego otworu, przypominało trochę dziurkę od klucza, ale ja nie wiedziałam czym mogę ją otworzyć, powoli zaczęłam sobie w głowie wszystko łączyć, dziurka i pierścień świeciły tym samym kolorem, więc to właśnie może on jest kluczem, co mi szkodzi spróbować.
Gdy tylko przyłożyłam pierścionek do ściany, straciłam grunt pod nogami i zaczęłam spadać ,wydawało mi się, że trwa to całe wieki, albo godziny, kiedy nareszcie wylądowałam. Znajdowałam się w wielkim korytarzu, nie było żadnych okien, ani drzwi, zaczynałam panikować, że utknę tu na zawsze, nigdy nikt mnie nie znajdzie, byłam tu zaledwie od kilku minut a już zaczynałam mieć klaustrofobię. Nagle ktoś albo coś przebiegło korytarzem, nie zdążyłam się temu czemuś przyjrzeć, ale wiem na pewno to znowu był on, te oczy, wiedziałam, że nie wróżą nic dobrego. Postanowiłam jednak mu zaufać, przecież kiedyś ocalił mnie przed bombą. Doszłam do końca korytarza i ujrzałam ogromne, chyba złocone drzwi, były lekko uchylone, miałam wrażenie, że specjalnie dla mnie. Zajrzałam do środka, stało tam tuzin mężczyzn, ubranych w dziwne, czarne peleryny, każdy z nich nosił kaptur, to wszystko wydawało mi się coraz bardziej podejrzane, myślałam, że już gorzej być nie może, ale gdy usłyszałam ich rozmowę, stwierdziłam, że jednak może. Ci podejrzani mężczyźni mówili o mnie, skąd oni w ogóle o mnie wiedzą, ale to jeszcze nie było najdziwniejsze, mówili, że posiadam ,,gen podróży w czasie”, że jestem ostatnim z podróżników, nazwali mnie rubinem, przynajmniej wyjaśniło się, o co chodzi z tym kolorem. Gdy już miałam się wycofać ,usłyszałam jeszcze jedno zdanie, które mnie przeraziło,
Oni planowali mnie schwytać, bo jak mówili, jestem z nich wszystkich najsilniejsza, ponieważ oprócz w czasie, umiem przemieszczać się w przestrzeni. Na początku chciało mi się śmiać, to wszystko wydawało mi się niewiarygodne, ale wtedy znikąd pojawił się on , Miłosz o ile w ogóle było to możliwe, przecież on powinien mieć dzisiaj jakieś 90 lat, ale przecież jest niemożliwe, ale jeśli jednak to prawda. W tamtej chwili myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej uciekać, jednak musiałam się potknąć i przewrócić, wtedy ci wszyscy ludzie zobaczyli mnie, jak najszybciej wstałam i zaczęłam uciekać, nie wiedziałam, dokąd mam biec, ale wiedziałam, że muszę się naleźć jak najdalej od tego miejsca.
Nie zdążyłam dobiec do końca korytarza, gdy ktoś złapał mnie za rękę, chciałam krzyknąć, ale położył mi dłoń na ustach. Po chwili przebiegło kilku mężczyzn, najwyraźniej szukali mnie. Obejrzałam się za siebie, aby zobaczyć, kto był moim tajemniczym wybawcą. No nie on mnie chyba prześladuje, ale z drugiej strony uratował mi życie i to drugi raz w ciągu tygodnia. Ocalił czy nie ocalił to musiał mi to wszystko wyjaśnić, bo ja się już powoli zastanawiam ,czy ja może dzisiaj się wale nie obudziłam i to tylko jest zwykły koszmar.
Nim zdążyłam zapytać się o cokolwiek on już ciągnęli mnie w jakieś miejsce. Wyszliśmy z tego przeklętego budynku, i poszliśmy chyba do jego mieszkania. Opowiedział mi wszystko, o podróżach w czasie, o tym moim dziwnym pierścieniu oraz, że jestem ostatnią z 12 podróżników i przede wszystkim nie mogę pozwolić, aby mnie dopadli ,bo gdy zbędą mój pierścień, to już nikt nie zdoła ich powstrzymać. Gdy tak tego słuchałam nie wiedziałam czy mu uwierzyć, czy może jednak go wyśmiać. Jednak postanowiłam, że mu pomogę,i. Kiedy układaliśmy plan, ktoś wyważył drzwi, znaleźli nas, nim zdążyłam cokolwiek zrobić, jeden z mężczyzn wyciągnął pistolet i strzelił mi w pierś. Miałam wrażenie, że owiła mnie ciemność, ale czy to wszystko miało się tak skończyć, czy to miał być koniec mojej historii, miałam nadzieję, że jednak nie.