Nazywam się Ania. Mam 14 lat. Chodzę do najlepszej szkoły w okolicy. Może nie tyle najlepszej, co najdroższej, gdyż rodzice uważają, że znajdę tam lepsze towarzystwo. Na co dzień mieszkam z dziadkami. Mam młodszą siostrę Olę. Z rodzicami widuję się tylko w święta. Często zostaje zasypywana wtedy drogimi gadżetami. Rodzice myślą, że zastąpi mi to brak ich towarzystwa. Gdy zasiadamy przy stole, spoglądamy na siebie, jak obcy ludzie. Posiłek zawsze zaczyna się w milczeniu. Później, pytają się nas czy niczego nam nie brakuje, jakby to było najważniejsze. Wtedy zadaję sobie pytania : ,,Dlaczego tak musi być ?” ,,Czy nie mogą być razem z nami”?
Nie znam odpowiedzi na te pytania. Często rozmyślam, jakby było, gdybym miała lepszy kontakt z rodzicami. W szkolę radzę sobie całkiem dobrze. Ludzie w niej są okropni, myślą tylko o sobie. Szczerze, nie chcę chodzić do tej szkoły, ze względu na rówieśników, którzy są zapatrzeni w rzeczy materialne, nie cenią drugiego człowieka. Rodzice uważają, że ta szkoła jest świetna, bo chodzą do niej dzieci dobrze sytuowanych rodziców. Ale ja wiem, że tak nie jest.
Często chodzę do parku, by popatrzeć się na pełną rodzinę. Na zwykłe dzieci, z którymi nie pozwalają mi się przyjaźnić moi rodzice.
Myślę, że gdyby byli bliżej mnie ,udowodniłabym, że wcale tak nie jest. Pokazałabym, że nie tak to wygląda, jak oni myślą.
Mam nadzieję, że kiedyś rodzice zrozumieją, że nie kariera jest najważniejsza, ale rodzina, a stracony czas da się szybko nadrobić…