Opowiadanie pisane nocą…
Dzień jak co dzień. Nic mnie nie zaskakuje. Wszystko jest zbyt przewidywalne. Mam już powoli tego dość. Przygnębia mnie ta szara rzeczywistość i monotonia. Ludzie za mną nie przepadają. W sumie ja za nimi też. Jest tylko garstka osób na których mi zależy. W szkole zazwyczaj się męczę przebywaniem z innymi. Jednak paradoksem jest to, że bez ludzi bym nie wytrzymała sama ze sobą. Powinnam się przedstawić. Jestem Abigail. Inni skracają je do Abi. Oddana matce. Przeżyłam już siedemnaście wiosen. Tak naprawdę czuję się bardzo stara. Sama nie wiem dlaczego. Nie jestem zbyt wysoka. Mam metr siedemdziesiąt wzrostu. Lekko falowane, kruczoczarne włosy sięgają mi za łopatki. Myślę, że tyle wystarczy.
Jak zwykle koło szesnastej wróciłam do domu. Dzisiaj jakoś szybko minął mi czas. To chyba dobrze. Zawsze, gdy przekraczam próg mieszkania, mama czeka na mnie z obiadem i obowiązkowym pytaniem ,,Jak było w szkole?” Nie istnieje dla mnie bardziej ogólne pytanie. Zazwyczaj odpowiadam ,,normalnie”. Dziś też tak było. Moja rodzicielka oczywiście jest oburzona, dlaczego nie rozwijam wypowiedzi, tylko odpowiadam jednym słowem. Ale ja już znam na pamięć jej teksty, także nie za bardzo słucham, o czym mówi. Marzę tylko o tym, by pogrążyć się w książkach i muzyce. Wyobraźnia mnie też czasem poniesie. Lubię, gdy tak się dzieje. Uciekam sobie wtedy myślami do małego strumyku, którego zapewne nigdy nie ujrzę innymi oczami niż wyobraźni. Woda w nim jest nieskazitelna. Czysta i porywista. Jest tam mój wymarzony spokój.
Siadam sobie zawsze na potężnym kamieniu. Wiem, że dookoła nie ma nikogo. Jest tylko las. I różne polany. Moje własne. Wtedy wykrzykuję wszystkie emocje, jakie w sobie duszę. Krzyczę, a coś mnie naśladuje. Wiem, że to echo, ale i tak łudzę się, że gdzieś ktoś jest podobny do mnie i też przychodzi do swojego własnego strumyczka. Mówią, że nadzieja jest matką głupich. Ale ja się z tym nie zgadzam. Właśnie tej ,,matce” jestem oddana. Bez niej nie ma życia. Po głośnym zawodzeniu wstaję i podchodzę do strumyka. Lekko dotykam tafli zimnej wody. Myślę, że dobrze zrobi mi obmycie twarzy. Wtedy zniknie otępienie. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Zadziałało. Znowu jestem w świecie realnym. Chyba wolę moją malutką rzeczkę. Tam mogę być sobą. Chciałabym kiedyś wybrać się tam. Może zostałabym na zawsze, a może nie. Sama nie wiem. W każdym razie byłoby mi niezmiernie miło, gdybym spędziła tam chociaż pięć minut. Chciałabym znów móc poczuć, że jestem sobą, a nie pustym i doszczętnie wyczyszczonym z emocji opakowaniem. Ludzie tak myślą, ale wiem, że to nieprawda. Po prostu tego nie okazuję. Ważne jest to, że nie znają moich słabych punktów i pewnie już nie poznają. Wiem to. Przestałam się otwierać na innych już dawno. Mam już dość przeżyć związanych z ,,koleżankami”. Ale nie oszukujmy się. Dzięki nim dowiedziałam się, jak bardzo nasza cywilizacja jest fałszywa i egoistyczna. Naprawdę mało osób na tym świecie chce komuś pomóc. Chodzi mi o prawdziwą pomoc, a nie o popis przed znajomymi.
Uważam, że dojrzałam zbyt szybko. Powinnam być jak inni, ale niestety rozumiem już zbyt wiele. To mnie przytłacza. Wszyscy wsadzają mnie do jednego wora z moimi rówieśnikami. Oni dopiero kiedyś zobaczą, jak to jest. Teraz udają wielce inteligentnych, a w głowie siedzą młodym tylko seks i gry. Wiem, że kiedyś rzeczywistość przytłoczy ich tak samo jak mnie. Tylko do mnie trafiło wszystko szybciej. Mogę spokojnie powiedzieć, że moim uzależnieniem jest Internet. Kiedyś się z tym kryłam, ale teraz przestałam, ponieważ to po prostu widać. Poznaję tam wiele ciekawych osób. Niestety, zaczęłam trafiać na ludzi, których tak samo jak mnie, trapią realia. Opisywali mi swoje problemy, a ja im pomagałam. Jedni mieli depresję, a inni co innego. Głównie trafiałam na tych z depresją. Zaczęłam się tym wszystkim męczyć. Dlaczego nie mogę poznać osoby, która nie ma żadnej choroby? Na to jeszcze nie wpadłam. W każdym razie uświadomiłam sobie, że przez nich trafiłam do jeszcze większego źródła smutku. Jednak nie mogę zrezygnować z tych wszystkich portali.
Tak, wiem. Jestem hipokrytką. Męczę się ludźmi, którzy są w pewnym stopniu podobni do mnie. Nie dziwię się, dlaczego wszyscy ode mnie uciekają. Cieszę się z tego powodu, ponieważ czasem dzieje się ze mną coś niezbyt dobrego. Zaczynam ranić wszystkich dookoła, chociaż wiem, że będę tego żałować. I zawsze żałuję.
Postanowiłam wybrać się na spacer. Uwielbiam zatracać się w muzyce. Wtedy czas mi szybko mija. Muzyka sama prowadzi mnie, dokąd mam iść. Może brzmi to śmiesznie, ale tak jest naprawdę. A więc ruszam przed siebie drogą donikąd. Gdy rozładował mi się telefon, zorientowałam się, że jestem przy lasku. Nie wydaje się być wielki, więc po prostu do niego weszłam. Szłam, aż nagle trafiłam na polanę. Na środku był niewielki strumyczek. Doszło do mnie, że odnalazłam miejsce moich marzeń. Mój wzrok przykuł wielki kamień. To na nim zawsze siadałam. Jednak ktoś już tam spoczął. Usłyszałam ,,cicho wykrzyczane” słowo: ,,Halo”.
Oczywiście niemalże od razu odezwało się echo. Po chwili zastanowienia powiedziałam dość głośno to samo słowo. Człowiek odwrócił się…
Melissa Michońska klasa 2a gimnazjum, ta, która wciąż cierpi na widzenie niewidocznego.