Posłuchajcie. Dawno, dawno temu na końcu świata (albo jeszcze dalej) znajdowały się trzy państwa: Nudolandia, Złościuchowo i Republika Smutku.
Mieszkańcy Nudolandii wiedli bardzo nieciekawe życie. Rano jedli nudne śniadania, szli do nudnej pracy, potem oglądali nudne turnieje rycerskie, na których do znudzenia zawsze zwyciężał Radziej Nudnowój. Najczęściej nosili szare ubrania, a na ich twarzach gościło znużenie. A sny? Snów w ogóle nie mieli, bo przecież sny czasami bywają ciekawe. W ich kraju nigdy nie świeciło słońce. Nie było tam drzew, kwiatów ani kolorowych motyli. Gdziekolwiek spojrzałbyś, dostrzegłbyś tylko zszarzałe, ponure budowle i przygnębiające, jednobarwne krajobrazy. Zewsząd wyzierała nuda, nuda, nuda…
W Republice Smutku wszystko było z kamienia. Kamienne były domy, kamienne ulice, kamienne karoce. Nawet drzewa i fontanny wyrzeźbiono w zimnym marmurze. Nie było żywych psów i kotów, tylko ich podobizny wyryte w czarnym granicie. Niestety, Smutczanie, mieli również serca z kamienia. Zawsze byli posępni, nie spędzali wspólnie czasu, nie umieli się bawić, nie rozmawiali ze sobą. Nad krajem niczym złowroga chmura wisiało przygnębienie i apatia.
Złościuchowem rządzili król Wścieklik i królowa Obrażucha. Monarcha wiecznie wrzeszczał na swoich poddanych. Jego żona zaś codziennie miała muchy w nosie i chodziła nadąsana. Mieszkańcy tego kraju najczęściej byli zagniewani i obrażeni na cały świat. Ciągle wybuchały tam kłótnie oraz mniejsze lub większe awantury. Od lat nie odzywali się do siebie szewc i piekarz. Przez to jeden chodził boso, a drugi po nocach marzył o rumianych bułeczkach albo świeżutkich rogalikach. Napięcia między mieszkańcami były tak ogromne, że powodowało to wyładowania atmosferyczne. W Złościuchowie często występowały burze z piorunami.
Na granicy między tymi trzema krajami stało zamczysko, które okoliczni mieszkańcy nazywali Starą Bramą. Nad całą okolicą dominowała jego wysoka wieża. Mieszkał tam bardzo mądry i dobry czarodziej. Miał on tysiąc, a może nawet tysiąc trzysta lat. A wiadomo, że wraz z wiekiem i doświadczeniem przychodzi mądrość. Z okna wieży często przez lornetkę obserwował mieszkańców trzech państw. Było mu smutno, gdy widział, że są oni bardzo nieszczęśliwi. A że był niezwykle dobrodusznym czarodziejem, postanowił użyć tajemnej mocy, aby im pomóc.
Korzystając z magicznej różdżki, wyczarował słowika. Ptaszek wzbił się wysoko w górę, poleciał do Nudolandii i zaczął śpiewać. W melodii tego małego, szarego śpiewaka skrył się szum potoku, szelest młodych listów kołysanych wiatrem, radosny śmiech dziecka i miłość jego matki. Mieszkańcy Nudolandii przerwali swoje nudne zajęcia i wsłuchali w pieśń, która trafiała swoim czarem i magią prosto w znudzone dusze, budząc w nich uśpione emocje. Nagle okazało się, że zakiełkowała tam ciekawość świata i zainteresowanie innymi ludźmi, a z tego wyrosła radość. Nad szarą i ponurą dotąd Nudolandią pojawiło się ciepłe, wesołe słońce. Potem wyrosły tam drzewa, zakwitły kwiaty, pojawiły się ptaki, biedronki i motyle. Mieszkańcy wpadli w zachwyt, że świat może być taki barwny i godny podziwu.
Mądry czarodziej był zadowolony z czarów, których dokonał. Teraz postanowił pomóc Smutczanom. Wziął do ręki magiczną różdżkę i wyczarował… mgłę. Całą Republikę Smutku spowił gęsty, mleczny opar. Mieszkańcy chodzili po omacku z wyciągniętymi przed siebie rękami. Przy okazji niechcący dotykali się. Nawet delikatne muśnięcie powodowało, że kamienne serce topniało. Gdy mgła opadła, okazało się, że wszyscy są rozradowani. Nagle zaczęli rozmawiać, iż to prawdziwe szczęście, że świat jest znowu widoczny. Tam też dokonał się prawdziwy cud. Magiczna moc dotyku spowodowała, że granitowe zwierzątka ożyły, a nie przecież nic lepszego niż wesoło merdający ogonem pies i mruczący z zadowolenia kot. Dobry czarodziej podarował im jeszcze kolorowa tęczę – symbol radości. Niech będzie widomym znakiem zmian, jakie zaszły w tej tak skamieniałej dotąd krainie.
Mędrzec zaczął się głowić, jak pomóc narodowi Złościuchowa. Gdy zapadła noc, wybrał się w podróż do trzeciego kraju. Zabrał ze sobą magiczną skrzynkę. Chodząc po domach, zbierał do niej agresję, nienawiść, zaciętość, zapalczywość, złość, niechęć i… muchy z nosa królowej. O świcie zamknął skrzynkę na sto żelaznych kłódek, a następnie zakopał ją na głębokość tysiąca lub trzystu tysięcy metrów pod murami Starej Bramy.
Rano, kiedy piekarz poszedł do pracy, postanowił upiec dla szewca pyszne, rumiane bułeczki z konfiturą malinową. W zamian za to dostał parę ślicznych, nowych, czerwonych pantofli. W Złościuchowie zapanowała atmosfera przyjaźni i wzajemnego szacunku między ludźmi. Mag wręczył dary dla króla Wścieklika oraz królowej Obrażuchy. Władca dostał kwiat niezapominajki, aby mu przypominał, że ma być dobry i sprawiedliwy. Jego żona otrzymała różę – symbol miłości, bo przecież jak ktoś kocha, to się nie obraża. Władcy odtąd już nigdy nie spojrzeli na nikogo inaczej niż z wielką, nieustającą sympatią.
Zapamiętajcie, że dobro, które dajemy, wraca do nas podwójnie, a czasem nawet potrójnie. Również dobry czarodziej wiele zyskał. Dotąd czuł się bardzo samotny w swoim zamczysku, lecz gdy ludzie pozbyli się nudy, złości, a także smutku, zaczęli podróżować i zwiedzać sąsiednie państwa. Często odwiedzali również swojego dobroczyńcę- mądrego czarodzieja ze Starej Bramy.