W filmie „Życie jest piękne” reżyserii Roberto Benigniego Holokaust został przedstawiony w nieco inny sposób niż zazwyczaj. Jest to niby komedia, która rzeczywiście rozśmiesza, ale tylko przez chwilę.

Akcja najpierw rozgrywa się we Włoszech, gdzie poznajemy głównego bohatera, który rozśmiesza swoją osobowością i intryguje zagadkami. Wciąż przez przypadek wpada na swoją wybrankę Dorę, witając ją za każdym razem powiedzeniem: „Dzień dobry, księżniczko”. W końcu pobierają się, a kilka lat później są szczęśliwą rodziną. Jednak to dopiero początek tego filmu, którego wprowadzenie mogło zmylić. Guido, bo tak nazywa się główny bohater, jest Żydem i w związku z tym, wraz ze swoim synem, zostaje wywieziony przez Niemców  do obozu koncentracyjnego.

W tym momencie zaczyna się właściwa część filmu. Guido robi wszystko, aby jego syn nie wiedział, gdzie tak naprawdę jadą. Tłumaczy małemu Giosué, że biorą udział w grze, w której do wygrania jest czołg. Warunek jest jeden – muszą zdobyć 1000 punktów. W tym filmie nie ma żadnych brutalnych scen. Jedynie na podstawie rozmów bohaterów można poznać grozę obozów śmierci, dowiedzieć się o bestialstwie niemieckich oprawców.

Uważam, że to jest ciekawy sposób przedstawienia tak przerażającej historii. Podobał mi się klimat tego filmu i mimo że przez pierwszą godzinę śmiałam się do łez, to potem ogarnęło mnie uczucie smutku. Ta historia wcale nie jest śmieszna. Po obejrzeniu tego dzieła należy przemyśleć kilka spraw i zastanowić się  do czego zdolny jest człowiek oddany zbrodniczej ideologii.