stackletters447579_640.jpg
fot.pixabay.com/ Andrys Stienstra

Jak byłam mała, oglądałam bajkę pt. „Listonosz Pat”. Nietrudno się domyślić, że była o doręczycielu listów, któremu przytrafiały się niesamowite przygody. Jego stałym towarzyszem był kot. Pat i kot razem tworzyli zgrany duet i mimo wielu przeciwności losu, każdy list był doręczony odpowiedniej osobie.

Co pewien nieokreślony czas widuję pana listonosza. Mimo że nigdy nie poznałam jego imienia i nazwiska , zawsze mówię mu „dzień dobry”. On zwykle odpowiada to samo albo po prostu kiwa głową i idzie dalej.

Jest dosyć nietypowym człowiekiem.  Z tego, co zdążyłam zaobserwować, mróz nie jest dla niego straszny. Mam wrażenie, że czasem prowokuje pogodę z drwiącym uśmiechem na twarzy, kiedy ja po prostu dygoczę, trzęsąc się z zimna, opatulona trzema warstwami  szalika. Naprawdę go za to podziwiam.

Od tego człowieka z daleka można wyczuć niesamowitą pogodę ducha. Nie wiem, czy to tylko maska, którą codziennie zakłada do pracy. Gdyby tak było, byłby świetnym aktorem. Jestem ciekawa, czy od dziecka chciał roznosić listy. Trzeba przyznać, że to dosyć specyficzny zawód, a zarobki – nie oszukujmy się, nie są wielkie. Co z jego rodziną? Czy ma żonę? Może się rozwiódł? Czy mógłby mieć teraz dorosłe dzieci? Na oko ma już ponad czterdzieści lat. Przede wszystkim – jak się nazywa i dlaczego akurat jest listonoszem?

Pomyślałam, że głupio kogoś pytać o imię i nazwisko kiedy jest w pracy. Mógłby sobie pomyśleć, że pewnie chcę złożyć na niego skargę. Może po prostu jak do mnie zapuka to powiem: „Listonosz Pat przyszedł”. Ciekawe, czy zrozumiałby o co mi chodzi. Znowu mogłabym wyjść na infantylną osobę, która ogląda bajki dla dzieci.

Zapomniałam tylko, że przynajmniej od dwóch miesięcy nie zapukał do moich drzwi. Wszystkie listy jak na złość, zostawia w skrzynce. Na razie nie jest mi dane poznać godność pana listonosza, ale może niedługo uśmiechnie się do mnie to szczęście.