christmas1061093_960_720.jpg
https://pixabay.com/ Quadic

Do „magicznych” świąt Bożego Narodzenia pozostało zaledwie kilka dni, a ja dopiero rozpoczęłam świąteczne porządki… Więc – zaczynamy „jazdę” ze świętami!

Sprzątanie to jedno z moich „ulubionych” zajęć, jakie wykonuję przed świętami. Jestem wprost zafascynowana przywracaniem wszystkiego do porządku. Oczywiście w tym superważnym zadaniu niezawodna jest moja mama, pełniąca niekiedy rolę „poganiacza”. Choć rzadko w tym czasie wychodzi z kuchni, jednak znajdzie czas, aby podbudować córkę słowami: „zapomniałaś o oknach”. I już w bomb(k)owym nastroju śmigam po ściągacz i płyn do mycia szyb i dokonuję cudów z moim oknami.

Prawie wszystko wysprzątane na błysk zastaje moja siostra, która dopiero wróciła z długiej podróży. Funduje mi kolejną dawkę supermocy. Celnymi uwagami w stylu: „A łazienkę to nie łaska posprzątać?” burzy moje dotychczasowe zadowolenie z wykonanej pracy. Wtedy na moje lica wstępuje zmieszanie. Zmieniając kolory jak kameleon, dukam: „Nie, jeszcze nie zdążyłam…”. Z tego wszystkiego wynika co najmniej jeden plus – ze świątecznymi porządkami nie jestem już sama.

W całym tym rozgardiaszu i rodzinnych utarczkach o to „jaka będzie lepsza polewa do placka” czy „kto „ukatrupi” karpia?” nie mogę się doczekać świąt Bożego Narodzenia. Nie mogę się doczekać, aż w końcu odpocznę. W tym szaleństwie jest metoda.