Znasz to uczucie, kiedy coś pochłania cię do tego stopnia, że tracisz poczucie czasu, nie czujesz głodu, chociaż z twojego brzucha zaczynają wydobywać się niepokojące i często przerażające dźwięki, takie, że myślisz iż nosisz w swoim ciele obcego? Gdy od leżenia w jednej pozycji bolą cię plecy, masz skurczę mięśni, o istnieniu których nie miałeś pojęcia?

We mnie taki stan ducha i ciała wywołują tylko książki. Dla mnie to nie jedynie sposób na zabicie czasu ale codzienność. To nie tylko kilkaset stron zapełnionych słowami, okładka z ładnym widokiem czy przystojnym mężczyzną ( choć przyznam, że chętnie sięgam do tych drugich ). Książka to taki mały wehikuł czasu, biuro podróży i słownik ortograficzny w jednym. Bohaterowie, których poznajemy uczą nas więcej niż ktokolwiek inny. Możemy się z nimi utożsamiać, uczyć na ich błędach i dostrzegać własne. Autorzy tworzą historię i światy w których chciałoby się żyć. W jednej chwili możesz być czarodziejem, w drugiej Nocnym Łowcą polującym na demony lub dziewczyną do szaleństwa zakochaną w chłopaku. Oczywiście jest też pewien minus częstego czytania romansów, ponieważ w pewnym momencie możesz uświadomić sobie, że ciężko będzie w przyszłości znaleźć swoją drugą połówkę i boisz się, że skończysz w programie podobnym do ” Rolnik szuka żony “. Ale to tylko jedna taka wada, na którą narażone są szczególnie dziewczyny. Nie wyobrażam już sobie dnia ani nocy bez książki, bo jak powiedział Paulo Coelho ” Wszystko ma swoje dobre strony, ale najwięcej dobrych stron ma książka.”