Marek.jpg
www.pixabay.com/ jill111

Przygotowania do świąt ruszyły już bardzo szybko. Ledwie zapaliliśmy znicze na grobach bliskich, a tu już tydzień później słyszeliśmy w sklepie piosenkę „Last Christmas”, a na półkach zrobiło się pełno świątecznych produktów. Czy to jest normalne?

Szał zakupów ogarnia wszystkich. A szczególnie kobiety. Te natomiast zamieniają się w bestie. Sklepowy wózek ugina się pod ciężarem zakupów. Ale przecież to mało. Jeszcze brakuje mąki, jajek, a i mleko by się przydało. A co na to portfele? Co na to mężczyźni? Są oni workiem treningowym dla kobiet. Przynieś to, podaj tamto! I w końcu coś, co każdy mężczyzna słyszał w swoim życiu: „Może byś tak pomógł, a nie się przyglądasz!”. Ten tekst jest już tradycją.

Pytam, czy nie da się podejść do świątecznych przygotowań spokojnie?! Gdy do świąt zostaje tylko 5 dni – zaczyna się „jazda”. Najgorsze jest chyba gotowanie. Bo oczywiście nie wiadomo, co ugotować. Milion przepisów i który wybrać. Po co tyle gotować, pytam? No po co? Czy zamiast sześciu ciast nie wystarczą cztery? Bo ciocia Jadzia będzie miała 3 sałatki, to my nie możemy być gorsi. I tak w kółko. Można zwariować!

Samo sprzątanie to oddzielna historia. Trzepanie dywanów, ścieranie kurzy, mycie okien i wisienka na torcie – mycie szkła i układanie go z powrotem na półki. Kto na to będzie zwracał uwagę?! Czy całe te przygotowania muszą przebiegać w takiej spiętej i nieprzyjemnej atmosferze, która, mówiąc serio, nie wpływa dobrze na relacje i samopoczucie domowników. Po co tyle starań, skoro Perfekcyjna Pani Domu i tak znalazłaby kurz. A potem? Jak to zawsze bywa: „Święta, święta i po świętach”.